Krajan z dzisiaj. Myślę, że jednak zaczynam się z nim dogadywać.
A dzisiejszy dzień mimo mojej niepełnosprawności całkiem przyjemny.
Wstałam po 5, na spokojnie się ogarnęłam, coś tam zjadłam i na 7:05
jak zawsze na autobus. Przed 8 w Elblągu, Aga na mnie poczekała i na
uczelnię. Na początek Literatura Faktu, połowa z nas jakiegoś tekstu nie
przeczytała, ale to tam szczegół. Ogółem gadaliśmy tylko o tym tekście.
Na Podstawach Komunikacji Audiowizualnej dalej oglądaliśmy fragmenty
filmów, profesor coś o nich pogadał i to by było tyle na dzisiaj z tego..
Na koniec Onomastyka. Mieliśmy mieć dzisiaj krócej, bo ten co 2 tygodnie
do Gdańska na inne wykłady jeździ, więc musi z nami wcześniej kończyć.
Czekaliśmy na niego całą przerwę, potem kolejne 20 minut.. spojrzeliśmy
jedno na drugie, powiedzieliśmy `idziemy?`, stwierdziliśmy, że tak, po
cichaczu wyszliśmy z uczelni i tyle nas na niej widzieli. Jednak są prawilni
ludzie na roku.. nikt nie został, wszyscy zgodnie poszli. A w liceum czy w
gimnazjum to nigdy się nie udawało! Wyczuwamy jakąś karę za tydzień za
to, no ale trudno. Damy sobie radę! Skrótem na dworzec razem z Agą i z
Natalią, posiedziałyśmy chwilę z Natalią na dworcu, a potem do Maca z Agą
na jakieś szamanko. Posiedziałyśmy, pogadałyśmy i ona poszła na pociąg,
a ja za Leclerc, bo tam mama i dziadek czekali na mnie samochodem. Do
ortopedy z mamą, przebrałam się przy okazji w końskie ciuchy, chwila tam
i koło 15 do Zastawna na jazdę. Nie ma to jak dać dziadkowi do trzymania
Krajana, bo ten wierci się w boksie jak smród po gaciach, nawet jak się go
przywiąże. Szybko go wyczyściłam, chociaż panierkę z błota to miał dobrą.
Dobrze, że była już socha, to odpadała od razu. Nawet kopyta mi dzisiaj dał
i nie próbował mi kopa sprzedać. Za tydzień kogoś ogarnąć do trzymania go
muszę, to będzie łatwiej. Szybko go ubrałam i poszłam na halę. A jazda fajna.
Dzisiaj z panią Agnieszką trening. Jednak bat ujeżdżeniowy też robi swoje.
Stęp żywy, w kłusie też Krajan ogarnięty był i dzisiaj kłusa baaaaardzo dużo.
Na drągach okej, bo w końcu ja lubię po nich jeździć. Galop.. na lewo spoko,
ładnie szedł. Na prawo mi zrobił bunt na początku, ale jak mu w końcu łydką
przyfasoliłam, to zrozumiał, że ze mną na grzbiecie numerów się nie robi..
Konie występowane, rozebrane i do stajni. Dałam mu marchewki, zaniosłam
sprzęt i do domu. A za tydzień skaczemy.. ohoho, poobijam sobie dupę i z tym
moim szczęściem, to spadnę. I zrobię parality show, no ale grunt, że poskaczę.
Ogółem dzisiaj zmarzłam tam, za tydzień to chyba w zimowej kurtce pojadę.
Dom, kąpieli.. i w sumie nic więcej. Idę z Grubym na spacer, jak wrócę to
chyba wezmę się za biografię Ramosa i może przez noc ją skończę. No bo co
ja mam robić innego? Seriale zostawiam na inne dni, a na żaden film nie mam
jakoś specjalnie ochoty. Biorę słuchawki, włączam muzykę i idę z psem. Takie
spacery w sumie najlepsze. Muzyka, noc, spacer.. przemyślenia.
Bang!