Muller i Neuer, zeszłoroczna radość po wygraniu MŚ w Brazylii.
Takie pocieszne i radosne to zdjęcie, że aż szkoda go nie dodać.
Dalej trzyma mnie śmiech po wczorajszej naszej jeździe L-ką, haha.
Wstałam po 9, ogarnęłam się, szybkie śniadanie i po 10 z Rolnikiem,
Olą i Pauliną kierunek stajnia. I jak już od kilku jazd, Lota dla mnie.
No dzisiaj to koń był cud, miód i orzeszki. Mój kochany ziemniaczek!
Żywy stęp i co najważniejsze: nie widać, by gniada jeszcze kulała.
W kłusie żywa, chciała wyprzedzać wszystkie konie. Na drągach też
okej, bez hamowania, tylko jedynie raz zahaczyła kopytem i ostatni
drągi i było stój od razu po tym. W galopie też okej, na prawo koń
trochę do pchania, ale 3 kółka na luzie pogalopowała. W lewo już
lepiej, do tego zagalopowała mi ze stępa, aaahh! Jak ja to kocham!
Sama leciała i mogłam spokojnie trochę w pół siadzie sobie popracować.
Chwila stępa i siadła Wiktoria na zmianę z Julką, trochę się na niej
pokręciły i na koniec Emila chwilę postępowała i potem zrobiłam jej kłus
na lonży. Potem na rozstępowanie siadłam sobie na oklep. Fajnie tak
położyć się plecami na grzbiet konia i chwilę tak poleżeć. Konie rozebrane,
polane wodą i na pastwisko. Sprzęt do stajni zgarnięty, zamknęłyśmy ją
na kłódkę. Najpierw tradycyjna posiadówka pod drzewami koło domku,
co by chwilę w cieniu odpocząć. O 14 się dopiero zebrałyśmy i do domu.
Dom, kąpiel, obiad, chwila odpoczynku i na imieniny do ciotki. Trochę tam
posiedziałam, koło 19 się zebrałam i poszłam po psa do domu. Następnie
zakupy z mamą w Polo. Ogółem wypatrzyłam w kiosku jakąś książkę bądź
książko-komiks z Marvela o Kapitanie Ameryka i jutro idę kupić to. Ogarnę
co to dokładnie jest. Tak to bywa jak ma się bzika na punkcie takich rzeczy.
A teraz.. idę oglądać Chicago Fire, a potem chyba spać, bo znowu zaśpię
na korki z matmy. Koni jutro brak bo te są na 9, więc zanim bym wróciła z
korków, przebrała się i doszła to by po 10 było, więc nie ma sensu. A że
dzisiaj rower odpuściłam, to jutro z rana pojeżdżę. A o 17 jazda L-ką..
Bang!