Gotze, Alcantara, Lahm, Muller, Lewandowski, Rafinha i Alonso.
Tak na odmianę, co by nie było tylko Juve, więc.. niech bedzie Bayern.
A w niedzielę o 16:15 mecz Bayernu z Augsburgiem w półfinale
Telekom Cup. Zacnie, w końcu jakiś mecz obejrzę, ehehe. Lubię to.
Dzisiaj.. obudź się po 5 rano, czekaj na balony, a te nie poleciały.. nie
wiedzieć czemu. Pogoda była okej, słońce było, lekki wiaterek. Do tej
6 poczekałam i poszłam spać dalej. Obudziłam się po 9, ogarnęłam,
jakieś śniadanie i o 10:30 razem z Patką, Rolnikiem i wszystkimi innymi
rzeczami do stajni. Pogadałam z panem, pan bez problemu się zgodził,
wymieniłyśmy od razu czaprak dla Madisona z turkusowego na biały i
jazda. Ja dzisiaj praca z Hipciem. Najpierw ganiałam go po pastwisku bo
stwierdził, że ona na jazdę nie idzie. A jazda.. no nie wiem co ten koń
ma z głową, ale moża jakby go ktoś w nią walnął to może by się ogarnął.
Znowu nie chce iść sam, tylko za innymi końmi. Łydki, pchanie i bat nic
nie pomagają. Kto tak tego konia mi zepsuł, co? Doczepiłam się do Pauli
i Madisona i tak za nimi potruptałam stępem, kłusem i tak dalej. Ale za
to do galopu znowu pierwszy. Na prawo normalnie się go prowadziło,
chyba ze 3 wielkie kółka galopem zrobione. W drugą stronę już bardziej
rwał i też dużo galopu. Pan dorzucił nam skoki jeszcze. Z kłusa pierwszy
w miarę okej, na drugim koperte rozwaliliśmy.. bez komentarza. Ale z
galopu to strzała na przeszkodę i z tym swoim nurkowaniem Hipcio jak
sportówka skakał. Ten jego baskil jest nie do wytrzymania na skokach..
Nie wiem jak mam i kiedy pół siad zrobić. Chwila stępa, poprowadzaliśmy
dzieciaki na koniach, potem ktoś siadł i.. lunęło. Ale ta nasza cała mini
sesja się odbyła i tak. Madison najpierw lekki wypłosz na koc i zdjęcia z
ziemi robione, ale potem szybko szalik na niego, ja na siebie koc a'la
peleryna i na niego. Stał grzecznie, odwrócił głowę jak pomachałam nad
nim kocem i dalej pozował. Zaczęło mocniej padać, więc szybko tazem z
rzeczami z konia, rozebranie koni, chowanie sprzętu i biegiem do stajni
co by jeszcze bardziej nie zmoknąć. Chwila w niej, przeczekanie tego
większego deszczu i po 13 do domu. Dom, kąpiel, obiad i NCIS: LA.
Potem ogarnianie i chwilę przed 16 pod Super Sam. Miała dzisiaj z nami
Groszka jeździć, ale jednak nie mogła. A szkoda, z nią to by dopiero
beka w samochodzie była, haha. Ale mówiła, że jutro postara się z nami
jeździć, więc git. A dzisiejsza jazda.. sprzęgło mnie nie kocha i ja jego
też, gazu używać w mieście nie umiem i o.. samochód gaśnie. Światła i
stanie na nich to jak sąd ostateczny. Dzisiaj była karna górka, no ale
bywa. Na łuku spoko i chwilę po 19 w Pasłęku. Ogółem.. nie wiem czemu
ale cholernie bolą mnie nogi, a dokładniej łydki. No to.. idę się wykąpać
i obejrzę ostatnie 2 odcinki drugiego sezonu Chicago Fire, a potem się
zobaczy. Czekam też na zdjęcia od Patki, żeby czym prędzej jedno z nich
wstawić do konkursu, ehehe. A jutro.. od 12 do 15 jazda, fajnie by było,
jakby Groszce udało się z nami jechać, śmieszniej będzie.
Bang!