siadząc wieczorem w pokoju przy zaświeconej wiklinowej lampce, która rzuca jak ci sie wydaje skomplikowany cień na ścianie słyszysz świszczący wiatr za oknem i za zasłoniętymi do połowy ciemnobrązowymi roletami dostrzegasz przesuwające się złowieszczo cienie rzucane przez gałęzie na
wpółobumarłych drzew lub szare blokowiska, w cieniu których stoją niczego nieświadomi, palący jointy chłopcy z zawodówki. i wtedy zaczynasz wymyślać dramaty. nachodzą cię dziwne refleksje, w pewnym stopniu odzwierciedlające stan twojego sumienia. i zaczynasz się bać. bo w tym śnie jakby na jawie nie wiesz co jest prawdą. i kontenplując ten obraz twoja imaginacja płata ci coraz straszniejsze figle. po kilku minutach jednak dochodzisz do bardzo słusznego wniosku, że to bzdury. ale cały czas niepokój ogarnia twoją duszę. stajesz się igrzyskiem. poszukujesz zwierciadła aby chociaż przez chwilę móc dostrzeć w nim sens. sedno całej sprawy. boisz sie i jesteś przerażony.
budzi cię dźwięk wiadomości na gg.
i powiedziano mi, że mam oczy jak Emily Rose. i się przestraszyłam.
bo mój tekst bywa przeklęty...