Dwa koła mam już za sobą.
Z biochemii- okraszone ciężką; dwutygodniową histerią; którą dzielnie udźwignął mikro-nano towarzysz mego żywota-nie okazało się być jednak taką kompletną porażką jak przepowiadała m. Z 10 "dużych" puktów; (które mus mi zdobyć aby uzyskać dopuszczenie do egzaminu) na swoje konto; po pierwszym z 5 kół; wciągnęłam 3(nie pytajcie nawet dlaczego coś takiego jak zdobycie 10 śmiesznych punktów może kłopotać człowieka o inteligencji przeciętnej lub przeciętnej+...by opisać wszystkie te wyrafinowane; zawiłe metody psychicznego terroru stosowane na mym kierunku musiałabym poświęcić kilka dobrych godzin i całe morze przestrzeni wirtualnej...czego jednak Wam i sobie oszczędzę).
Z fizjo wynik również lepszy od spodziewanego- i gdyby nie ujemne punkty- mogłabym pochwalić się Wam tu wynikiem 80%;)
Niestety rączki świerzbiły i nie powstrzymałam się od losowego zaznaczenia kilku odpowiedzi z zakresu neuroanatomii (moja pięta Achillesowa; którą będzie trza sobie kiedyś odrąbać bo takie dziury w wykształceniu to wstyd).
Ponieważ za złe odpowiedzi nie tylko nie dostajemy punktu; ale jest nam także odbierany jeden z punktów zdobytych na odpowiedziach dobrych...jak już wspominałam-nie pochwalę się Wam 80% wynikiem...przynajmniej nie tym razem .
Poza tym skończyły mi się ćwiczenia z jednego z najbardziej kretyńskich przedmiotów 3 semestru- higieny.
Koniec z wtorkowymi dojazdami do Gdyni na 8:30 rano i koniec z gigantycznym rozczarowaniem;jakim był fakt; że zamiast spędzać czas na grzebaniu dzieciakom w kudłach w nadziei znalezienia jednej choć gnidy my obliczamy zawartość witaminy C w dorszu bez łba lub oświetlenie pomieszczenia na podstawie wielkosci i liczby okien (minus wymiary ram okiennych); szerokości blatu i pomieszczenia.
I choć chwile; które spędzaliśmy w ciemni prawie nabawiając się napadu epileptycznego od pracującej lampy stroboskopowej; którą prowadząca z pietyzmem trzymała na kolanach głaszcząc czule od czasu do czasu - będę wspominać niewątpliwie z rozrzewnieneim- cieszę się; ze mam te rozrywki już za sobą.
Bo prawdę powiedziawszy czas; który spędziłam zliczając 40 tysięcy peerelowskich jadłospisów z kuchni "szefowej Henryki" (ex NRD'owskiej kulomiotki ) ze stołówki w Pcimiu Dolnym w której co drugi dzień podawano "zupę na kości z kośćmi" bez kości- jest czasem bezpowrotnie straconym.
Nigdy jeszcze nie widziałam w jednym miejscu i czasie tak wielu znudzonych studentów i tak potwornie zniechęconych prowadzących; wykonywujących tak wiele pozbawionych sensu czynnosci (i to na sprzęcie; który dziadek pradziadka wyrzucił na śmietnik; a który najwyraźniej Jego magnificencja Rektor z tego śmietnika wygrzebał i ustanowił sensem istnienia wydziału; miasta; globu i wszechświata).
(Na boga kto w XXI wieku oblicza ilość opadów z porcji zlanej z dziurawej; zardzewiałej beczki? no kto?)
Tak więc koniec wtorkowych wojaży w śmierdzących skmkach; w których "żul klasa" stanowiła osobną kategorię przedziału zarezerwowaną dla najbardziej śmierdzącego osobnika roku 2011 i tych z nas -myjących się- któych wypadek komunikacyjny albo defekt genetyczny pozbawiły skuteznie węchu.
No more.
W ogóle z przykrością muszę stwierdzić; że ten drugi rok to w większej mierze (nie słuchaj fizjologio; nie patrz biologio medyczna) nudy na pudy.
męki cwiczeń z biofizykii;na których muszę wykazać się dużą elastycznością umysłową i logiką;a jedynym czym mogę się w trakcie tego podeprzeć są długie rzęsy mojej towarzyszki niedoli (bo wszak nie jej o wiele krótszy rozumek) nie jest w stanie objąć żadne zdanie. Nawet to najdłuższe:)
Nie potrafię też dopatrzeć się większego sensu w bezrozumnym wkuwaniu na pamięć setek slajdów z biochemii; które wprawdzie pozwala zdobyć kolejne duże punkty (tak niezbędne nam w naszej karierze studenta drugiego roku) ale nie pozostawia czasu na poznanie podstaw i sensu zagadnień; o których owe slajdy traktują.
Ale może się mylę? może jest głębszy sens tego cierpienia; które zostanie nam objawione jeszcze zanim łysi; wyczerpani;na ciężkich antydepresantach i z owrzodzonymi żołądkami wkulamy się do grobów;))
No nic-pozostaje mi liczyc po cichu na to przewracając kolejne schematy przemian glukozy w mięśniu napinaczu błony bębenkowej;)
Na dziś to koniec;)
mam nadzieję; że na raz następny będzie bardziej optymistycznie
Całuję i ściskam do następnego;)