Chodzi Anioł Stróż po świecie
sprząta wciąż po miłościach co się rozleciały
zbiera jak ułomki chleba dla wróbli
żeby nic się nie zmarnowało
listy tam i z powrotem
telefony od ucha do ucha
małe śmieszne pamiątki co były wzruszeniem
notes z datą spotkania ukryty gdzieś w szkatułce
blizny po uśmiechu
sprzeczki nie wiadomo o co
żale jak pojedyncze osy
wszystko na szpilce
to co na zawsze już się wydawało
mądrość przy końcu że nie o to chodzi
radość że się kocha to co niemożliwe...
Teraz znów siedze sama w pokoju...w pustym pokoju...tylko ja i cztery sciany...no i wierza, która musze słuchać i tak w przyciszonym tonie...pies, który podchodzi...patrzy swymi pieknymi brązowymi oczyma, oczy te mówia:" Co sie stało? Ach tak bardzo chciałbym Cie przytulic...poloze sie koło Ciebie...moze zrobi Ci sie choc troszke lepiej" po czym kładzie łepek na moich nogach i obserwuje moje zachowanie...kochane zwierze... gdyby nie on ogarniało by mnie zimno, ciemnosc..ktora by mnie osaczała... siedze tak i nagle dostrzegam swiatełko na koncu odchłani... ach gdyby nie moja ciekawosc...podchodze do niego...widze skrzydła...podchodze jeszcze blizej...ujrzałam dłonie...lecz gdy byłam obok zniknał w odchłani...Anioł którego widziałam, którego z poczatku sie bałam, z którym chciałam isc przez życie...zniknał...?odszedl?...uciekł? A moze już nie powróci? Zagubił sie w jakims labiryncie i nie zna drogi powrotnej....Zagubił sie i nie zawróci...
Oczywiscie moja notka nie jest dosłowna...zreszta jak wiekszosc... chodzi mi o przyjazn, ktora zanika, odchodzi, wciaz sie oddala, czy to ode mnie zalezy czy ona nie zniknie nagle z mojego pola widzenia? A moze poprostu jestem za słaba by walczyc? Nie wiem...:( Nie nie wiem... wiem tylko, ze słowa cholernie bola, czyny jeszcze bardziej... dzisiaj dostałam podwójny strzal...i słowa i czyny poleciały we mnie z szybkoscia swiatła...przyjełam je...lecz czy przezyłam? Czy mam wciaz to co we mnie zylo?...eh...ide spac...dobranoc wszystkim...:*:*:*