Oczy sklejone snem otwieram powoli, czując chłód na ciele poza kołdrą. Oceniając światło zgaduję godzinę, marząc jeszcze o kilku chwilach w nieistniejącym świecie. Gdy sen nie powraca, dzień woła mnie do wstania. Ale z niepewnością zastanawiam się czy warto, czy dzień będzie udany, z kim go spędze. I wtedy niepostrzeżenie do ciała wkrada się tęsknota. tęsknota za pewnością drugiej ręki. gdy prawa łączy się z inną lewą w idealny splot. gdy wilgotne ustne wciąż czują swoją miękkość. gdy policzek ociera się o drugi, a spokój przechodzi przez wspólne ciepło. gdy pewność bezpieczeństwa świata, które nagle nazwałam Jego imieniem. Wstaję, sikam i myję zęby.