Było grubaśnie : >
Nawet nie mam pojęcia od czego zacząć : P
W uszach to mi piszczało do poniedziałku..
Nie, to nie jest dobre na początek : P
Samej drogi do Nysy nie ma co opisywać, chociaż też było ciekawie, no ale mniejsza. Po bonusowym półgodzinnym błądzeniu po Nysie w poszukiwaniu klubu, dotarliśmy do Geometrii jakoś przed ósmą. Zakupiliśmy bilety po cenie takiej jak w przedsprzedaży - czyli piątkę taniej, dostaliśmy świeżutkie, zapakowane "Kwiaty Zła" dowiedzieliśmy się, że koncert będzie o dziesiątej, a nie dziewiątej, jak to głosiły plakaty, co w sumie okazało się nam ( a raczej Strimowi) być na rękę, ale o tym później : P
Mieliśmy jeszcze w cholerę czasu, więc postanowiliśmy dokupić zaopatrzenia - znaleźliśmy biedronkę maks. 500m od klubu, kupiliśmy co trzeba (Lewy i pączki rulez xD) i ruszyliśmy z powrotem. Kilkadziesiąt metrów od klubu zatrzymuje się koło nas biała terenówka, otwiera się szyba, a tam Bezczel z Fabuły (czego jeszcze wtedy nie byliśmy pewni):
- Sorry chłopaki, gdzie tu kupimy wódeczke, jest tu jakiś monopolowy ?
- Tam macie biedronkę, właśnie stamtąd wracamy
- Dobra, dziękówa
Pojechali.
- Ty, to był Bezczel ?
- No chyba tak . .
- Na bank, patrz, blachy z Białegostoku mają !
W lekkim szoku dotarliśmy pod klub, w aucie wypiliśmy kolejne piwko, poleciał całkiem dobry freestyle w wykonaniu Lewego i moim (nie chwaląc się oczywiście ^^), w sumie szkoda, że nikt tego nie nagrał ; P
Nagle zauważyliśmy ile przed klubem stoi bydła, żeby się dopchać potrzebne było minimum pół godziny, a zegar wskazywał już chwilę po dziewiątej, więc ruszyliśmy do kolejki. Stalibyśmy tam spokojnie do dziesiątej ale ktoś otworzył boczne drzwi i większości ekipy udało się przez nie wbić, bo mieliśmy już kupione bilety, pech chciał, że akurat Strima bramkarze poprosili o dowód i został na zewnątrz. Trzeba było jakoś to ogarnąć - chciałem wyjść, ale ochroniarz powiedział mi, że raczej prędko się nie dopcham z powrotem i kazał na razie zostać w środku. Na szczęście udało się to jakoś ogarnąć po kilkunastu minutach, ale i tak zanim przepuścili Strima było już po dziesiątej. Jego fartem Pihu pojawił się jakoś przed jedenastą (pewnie robili te flaszki z biedronki : D).
Sam koncert?
Trudno opisać. Mega energia! Pih robił swoje, Bezczel i Ede nie dawali publice chwili wytchnienia, wszyscy ostro jechali z baunsem ; >
To jest to co uwielbiam w rapowych koncertach po prostu - ten klimat gdy wszystkie łapy w górze bujają się do bitu i nie liczy się w nic, tylko rap w czystej postaci !
Co do repertuaru nie będę się rozpisywał, bo połowy pewnie zapomnę, ale mistrzostwem było dla mnie, jak Pih po zagraniu dwóch czy trzech kawałków zaczął nawijać refren z "Jest jedna rzecz" Peji - wszyscy dokładnie wiedzieli o co chodziło. Drugim mistrzostwem była "Osiedlowa piękność", a raczej tekst poprzedzający ten kawałek:
"Co prawda już nie gram takich kawałków ze względu na żonę, ale tutaj chłopaki szukają niezłych akrobatek do hotelu! Pierdolony porno-rap!"
Całość zakończyła się fotami i autografami, zanim to ogarnęliśmy zrobiło się koło pierwszej, a że byliśmy już spłukani, to nie było co siedzieć o suchym pysku, ruszyliśmy do domu.
Tu mógłbym jeszcze wspomnieć o niechęci skodzianki do odpalania i powrotu, zajebiste zapiekanki na orlenie i stan dróg na granicy województw, ale szczerze to już mi się pisać nie chce : P
Pozdro dla tych co dobrnęli do końca : )
I dla nieznajomego mi mistrza pierwszego planu na tej fotce :D
A szczególne pozdro dla Strima, Dżajera, Lewego i naszego drivera - Piżmaczka. Więcej takich wypadów chłopaki ! : *
Aha i sorry za jakość ale mój aparat nie spisuje się przy ciemnych zdjęciach wewnątrz z odległości większej niż metr : P