Dolcze i snowboard część II.
[photo:sim]
Obłudniku przeklęty - moja najgorsza pokuso, która z żałosnego kaprysu rozpłynęła się w nieskończoności, gdzie cię szukać? Gotowa byłam z poświęcenia, kawałek po kawałku, wyrywać włókienka z mojej duszy - wiabym się w bolesnej agonii z nadzieją na to, że widząc moje cierpienie - zostaniesz przy mnie, choćby z gorzkiej litości. Nieskazitelna ideo, geniuszu o smutnym spojrzeniu, po raz ostatni wykrzycz moje imię, biegnij za mną, wtargnijmy razem prosto do zimnego morza.
Równie zimne były nasze poranki, kiedy patrzyłam na ciebie śpiącego. Byłeś wówczas czymś sto razy wspanialszym, ty i twoje wiotkie dłonie, twoje szare usta spragnione nowej ekscytacji - byłeś moim świetlistym grzechem. Miałam cię - twoją piękną duszę i twoje narcyzowe ciało. A teraz odszedłeś. Opuściłeś mnie, poeto wszech czasów. Mój słodki Rimbaud.
Twój głos - ni to szept, ni to krzyk - co noc wyłania się z otchłani mojego pijackiego, mętnego umysłu.
Tak, to o Tobie, Szwed.