Święty Boże, święty mocny O niezgłębione, nieobjęte moce!
Skrzydłami trzepocęjak ptak ten nocny,któremu okiem kazano skrwawionempatrzeć w blask słońca...
Święty Boże! Święty Mocny!Święty a Nieśmiertelny!...
A moje skrzydła plamikrew, która cieknie bez końca.z mojego serca...A oko moje zachodzi mgłą,która jest skonemi mego serca, i duszy mej!
Niech będzie skonem i Twoim!Święty Boże! Święty Mocny,Święty a Nieśmiertelny,zmiłuj się nad nami!I niechaj łzy,które o jasnym porankuwiszą na kłosach wypoczętych zbóżlub szkliwa pianą okrywają kępyw sen otulonych traw,zmienią się w głośne skargii bez ustankupłyną do Twoich zórz...
Niechaj rozszarpią na strzępy,na krwawe szmatyłuny świtowe, powstałe nad ziemią,gdzie ból i rozpacz drzemią,ogromne, przez Szatana zapłodnione światy,a może przez Ciebie,o Święty, Nieśmiertelny, Święty, Mocny Boże!
Dlaczego moje li wargimają wyrzucać krwawą pieśń?!Płacz ze mną!Dlaczego sam mam iść w tę przestrzeń ciemną,choć żar południa pali się w przestworze?...Dlaczego sam mam wlec się na rozdroże,ku tym pochyłym krzyżom,którym na czarne ramionakracząca siada wronai dziobem zmarłe rozsypuje próchno?
Niech głuche żale nie głuchną!...
Idź ze mną!
Zrzuć z Siebie, Ojcze, nietykalne blaski!Zgarnij ze Siebie tę bożą,tę władającą moc, co nad wiekaminieugaszoną płomienieje zorząi światłość daje światom,i światy w swoim ogniu na popioły trawi!Stań się tak lichy jak ja, i skulony,i doczesności okryty łachmanem,wlecz się nieszczęsnym łanemza kluczem w dal przymgloną ciągnących żurawi,ku cichej, na rozstajach kopanej mogilezapomnianego człowieka!Albo w swej całej, wiekuistej sile,w całej potędze wszechmocnego bytu,stań przy mym bokui duszę moją rozszerz do Swego bezmiaru,i oczy moje, w smutku zapatrzone strony,rozewrzyj, królu globów pełnych żalu,do nieobjętych orbit,i wlecz się, wlecz się ze mną na samotne pola,ku tym ostami porosłym przydrożom,gdzie, kurzem obsypana, ślepa siadła Dola...
A wiatr rozwiewa jej włosyi żwir jej w puste sypie oczodoły,a słońce, rozpaliwszy bezdenne niebiosy,pali jej żółte, pomarszczone skroniei po policzkach leje strumień żaru,w bezdźwięczną skórę piersi wysuszone zmieniai wargi jej roztwiera, daremnie łaknąceach! rzeźwiącego zbawienia.A dzwon się rozlega,z jękiem się czołga po spalonej łące,z płaczem się wznosi nad umarłe błonia,łkaniem wyschnięte chce poruszyć wodyi zrozpaczony zamilka u brzega,i znów się zrywa, i jęczy, i płacze,i łka, i płynie, i płynie, i płyniew tej rozpłakanej godzinie...A jako widna ta ziemia, wspaniaławielką godziną konania,nie pogrzebione wokół leżą ciała,a ci się wloką, popędzani mocąstrasznego lęku.A każda głowa ku ziemi się słaniakażde kolano się chwieje,a krzyże posmutniałe drżą w wychudłych ręku,a w wietrze chorągwie trzepocą,a w martwym, niemym słońcu gromnice się złocą,a Śmierć przed tłumem kroczy,wielkimi kroczy odstępamii z śmiechem na trupich ustachwywija kosą stalową,połyskującą w południowym skwarze,A nad jej głową,jak wieniec z czarnych ziół,rozkwitłych podmuchem żałoby,gdzie drzemią stuleci groby,zgłodniałych kruków krążą stadachmurą ściemnionąi wysunąwszy dzioby,żądliwie chłonąten wiew, który idzie od ziemi trujący, śmiertelny wiew...A ona, świata przebiegając smug,kroki swe liczy na milei kosą zatacza łuk,że jako zboże w dzień kośby,tak pokolenia padająna nieskończonym obszarze,który jej mocy oddał się spokojny,który jej mocy oddał się bezwiedny...
O dzwonu łkające prośby!O szumie więdnących drzew!O Boże, Święty Boże! Święty a Nieśmiertelny!...
A ci się wloką,blasków słonecznych odziani powłoką.A dzwon się rozlegaw blasków słonecznych pozłocistym pyle,opadającym na zielska przydroży,na melancholię okryte przecznice,na grób samotnyzapomnianego człowieka.Kopcie samotny grób!Niechaj w nim kości położyten, który z matki żywotawyniósł nieszczęsny los!Nieokiełzana gnała go tęsknotaza widmem bólu,który sam jedenwszechmocny posiada głos,który sam jeden rozpieśniaduszę słabego człowiekaw natchnioną pieśń,zapładniającą światy...Kopcie samotny grób,pośród krwawników kopcie i dziewanny,u stóppróchniejącego krzyża,gdzie w południowy skwarbratnie się schodzą duchy,tłum zapomnianych mar,i wśród spalonej usiadłszy murawy,jęk wyrzucają głuchyz skrwawionych łon...A jęk ten idzie po zżętych zagonachrazem z tą pieśnią, którą jęczy dzwon na rżyskach rusza porzucone kłosy,czarnymi ożyn jagodami chwiejei wierzb płaczących srebrne czesze liście,i szumi w wierzchach czerwonych chojarów...Kopcie samotny gróbtam, na tej miedzy szerokiej,gdzie rośnie łopian chropawy,gdzie srebrne lśnią się podbiały,gdzie aksamitna bylicarozpierza miękkie swe kiście!Tam, gdzie ten parówsączy resztkami wody,gdzie ten wądolec ospały,gdzie ci się wloką,blasków słonecznych odziani powłoką,gdzie się nad drogą kurzu wzbija słup,kopcie samotny grób!Gdzie ziemia pęka od żarów,gdzie każda jej grudkapełna jest znojówi krwawych prób,gdzie dzwon się rozlega,gdzie w wietrze chorągwie trzepocą,gdzie się gromnice złocą kopcie samotny grób!Gdzie w dali pobłyskuje jezioro tęskniące,gdzie jaskier więdnie na łące gdzie opuszczone mogiły te kopce poległych wojównielitościwy rozorywa pług,rdzawe szablice wyrzucając z wnętrza,dziś wroga zbrodniczy łup,tam wy samotny, cichy, kopcie grób!...Niechaj w nim kości położyten, który powstał z tej ziemi,który miał w sobie jej trud,jej tajemniczy jęk,idący z głębin przestworzyw południa senny skwar.Niechaj w nim spocznie na wiekiten, który zabrał z jej chatżalniki łezi czekał, kiedy przyjdzie wybawienia kres,i z jej szumiących zbóżzgarniał ten dziwnie przejmujący szum,i w swoich dumtreść go zamykał, i w światjak wielką świętość niósł.I żal go zdejmował,że mu nie daną była moc,by zmienić w tryumf te łzy;że nie miał siły,aby te szumy żałobnew jakiś weselny,w jakiś radosny hymn się rozpieśniły!I obarczony przekleństwem najdroższych,stanął na drodze w dzień tuczy,jak krzew pogięty,i z piorunami w zawodyrozpaczą grzmiał!A burza huczy i huczy,a chmur się kłębi wał,a wiatr mu deszczem miecie w ślepe oczy,a grzbiet mu drży jak brzoza wśród pustego pola,a ślepa na przydrożu przykucnięta Dolaśmieje się dzikim śmiechem,że się nie spotkał z echemten rozpaczliwy głos,że go wchłonęły odmętytej burzy.Że w tej nieśmiertelnej podróży,w tej drodze znojnej,na tym zsieczonym łanieupadł bezsilny człek,do wichru zwalił się stóp.Kopcie samotny grób!A Ty, o Święty,o Nieśmiertelny,który swym jednym oddechemwypełniasz wieków wiek,Ty od powietrza, głodu, ognia i wojny,i od Szatana, który w dom przychodzii dusze zwodzi,zachowaj nas. Panie!
Świat dół swój grzebieod pierwszych dni,a w obramieniu TrójkątaTwe oko lśninad węgłem niebieskiej bramy...A my wołamy do Ciebie,a my wzdychamy,Ewy nieszczęsne dzieci...A z głuchym łoskotemna trumnę sypią się grudkiziemi oblanej potem,ziemi oblanej krwią...A naokoło zapadłe mogiłyi cicho łkające smutkiwśród trawy, co z cichym szelestempożółkłe liście kołysze.A światłość wiekuista biednym ludziom świeciw tę podróż ciemną...Jestem!I Ty jesteś tu ze mną!Przerwij tę ciszę!Niech Twoje słowo gromowezagrzmi nad wielkim cmentarzem!Radosne niech głosi nadzieje!Niech zapomniani wstaną,a żywym niechaj życie nie będzie ponurym,wieki kopanym dołem!Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!Z kornym błagamy czołem!Spuść Swoją łaskę na tę naszą głowę,na oczy zmroczone łzami!Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!Daj spiekłym łanomrzeźwiący deszcz!Nie zsyłaj gradu,który nam zboże zsiecze, nim dojrzeje...Nie trać naszego dobytkuw owcach i koniach!Trzymaj z daleka pomory,które nam bijąostatnią krowę z obory!Ze żyta wypleń sporyszei chwast kąkolui w ręku trzymaj te chmury,by się nie rwałyi nie topiły w ulewiesnopów na polu!Niechaj nie płaczą stulecia!Niech mróz spóźniony nie warzy nam kwieciana ledwie rozkwitłym drzewie,na naszych wiśniach i gruszach,na naszych starych, pochyłych jabłoniach...I wdzięczność rozpal nam w duszach,byśmy Twe dary godnie oceniać umieli.O pełen karyi przebaczenia pełny!Chociaż ci nasze te grzechy utrudniąstanąć nad nimi z powieką zamkniętą,niech Twoja litość stokroć większą będzieniżeli wszystek nasz grzech!O Panie!Nie daj wysychać studniom!Niech się Szatana nie rozlega śmiech!Na naszej grzędzie,gdzie ciężki trud rozpoczęto,niech trud ten żniwem się stanie!Spraw, aby w wielkie, uroczyste święto,w tę chwilę wesołą,gdy na organiei śpiewem, i kadzidłem wielbimy Twą moci dobroć Twoją,nie była dla nas potrzebaskąpić dziecinom chleba!Chroń nas od zdradyi daj nam tyle,byśmy we własnej spoczęli mogile;by nasze dzieci czy wnuki,gdy przyjdzie im dla ojców starych kopać grób,nie były przymuszone iść między sąsiadyi prosić o jałmużnę, ach! na cztery deski,na prostą, białą skrzynię z naznaczonym smołąkrzyżem u głowy...Ojcze niebieski!Na pokropienie daji aby grosz był gotowydla dziadka proszalnego, co w gorącej wierzeciche odmówi pacierze...A jeśli ziaren swych łasknie zechcesz równać strychulcempo brzegi swej szczodrej ćwierci,od nagłej i niespodziewanej śmierciracz nas zachować. Panie!I niechaj w wietrze chorągwie trzepocą,niech się gromnice złocą,niech blask ich płynie w ten słoneczny blask!Pogrzebne niech zabrzmią śpiewynieszczęsnym dzieciom Ewy!Padłym na znojnym łanieniech dzwoni żałobny dzwon,niech szumi z tej trawy szelestem...
Święty Boże! Święty Mocny!
Jestem!Jestem i płaczę...Biję skrzydłami,jak ptak ten ranny,jak ptak ten nocny,któremu okiem kazano skrwawionympatrzeć w blask słońca...A u mych stópsamotny kop