Tak zupełnie nic związenego ze zdjęciem.
Plecak znowu do mnie gada. Pojechałbym gdzieś. Nawet jest kilka pomysłów. Mogę jechać np. na wschód, albo na południe. Dla samej przyjemności ruszenia się stąd. Niby pracuję, niby się uczę ale wszystko to jest takie rozlazłe. Warszawa mnie troszkę znudziła.
Koniecznie pociągiem. Pociągiem bym pojechał. I ze śpiworem przytroczonym do plecaka. No bo przecież tego wymaga konwencja gatunku. Statyw z drugiej strony też dobrze by wyglądał. Do aluminiowych nóżek dobrze komponuje się czerń i żółć mojego ulubionego producenta mlaskaczy*.
Sam? Nie. Druga osoba motywuje. Bo inaczej po doczołganiu się na peron stwierdziłbym, że powrót do ciepłego łóżka to świetny pomysł. A pociąg? Uciekł. Jeden taki chodzi na rok. Bo cel podróży nietypowy przecież.
A może tylko chciałbym móc robić zdjęcia gdy nikt na mnie nie patrzy? Bez tej kretyńskiej presji. Nie krępując się i nie wstydząc tego co robię. Bo chcę zrobić coś dziwnego, coś bardzo swojego. Nie tworzyć rzeczywistości aby zrobić zdjęcie. O nie, żadne misterne tworzenie kompozycji z wykałaczek i misiowych żelek. Fajne to ale nie dla mnie.
Chyba jeszcze pamiętam jak to jest focić po mojemu. Aczkolwiek pewien nie jestem. Biorę do ręki aparat i mi nie wychodzi. Ale to przecież siedzi głęboko we mnie. Musi. Inaczej by mnie tu nie było. Ale... wcale nie podoba mi się to co otrzymuję. Palce zawisają nad shift i del. Zostają dwa, może trzy ujęcia. Uff! Całe szczęście, że to już nie analog. Dzięki temu znów biorę aparat do ręki i po raz kolejny idę kaszanić dobre pomysły.
Mówią, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Gdyby musieli zrobić remont mogę dostarczyć dużo taniego budulca - dobrych pomysłów. Co więcej: MoichNiewykorzystanychDobrychPomysłów. Duże, nieociosane, dające szerokie pole manewru. Płatność w złocie bo $$$ to już nie to co kiedyś.
*W tych nowych lustrzankach lustro mlaszcze. Inaczej niż w Zenicie.