Muzyka w tle, łzy na policzkach, zeszyt i długopis w ręku.
I ta cholerna pustka, ta pustka mnie rozbija.
Czuję, że powoli wszystkich tracę, po kolei. Tracę samą siebie.
Jedyne co mnie trzyma przy życiu to chyba te chwile gdy mogę komuś pomóc, wtedy choć przez chwilę czuję, że jestem komuś potrzebna.
Ale za chwilę i tak wraca ta samotność, bezradność.
Wtedy znowu czuję, że tracę siły na dalszą walkę o szczęście.
To jest okropne.