wieeeeeeeeeeeeelki, jak wieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeelkie ma serce mój Luby. :p:p:p:p
(Aniu, Swintuchu, wiesz, co wolałabym napisać.)
Ostatnio wsiuję się. A wsiunie się jest milusie. Przebywam sobie namiętnie na wsi bez męża przeważnie. Wspieram wówczas Brata w malowaniu opalając się na trawce i żłopiąc piwo marki Lech. Czasami Brat jest tak miły i pozwala mi coś pomalować, ale to tylko czasami, bo jak sam twierdzi, to nie jest praca dla jego maluuutkiej siostrzyczki. Maluuutkiej, taaaaa...
A na wsi zaczął się czas żniw i wracają do mnie wspomnienia.
"Wspomnienia palą mnie jak słońce, wspomnienia jak lawa gorące. Uciekam przed nimi, tak co noc."
I wspominam... Te czasy, gdy jeździło się na kombajnie ze znajomym, albo na pepie ( w języku 3- letniego kuzyna - przyczepa). I jedzenie pszenicy - guma naturalna. Ostatnio poszerzyłam smaki Męża o młodą, białą jeszcze kukurydzę, niezmiemsko soczystą i słodką.
Wieś... moje prawdziwe środowisko życia... Ostatnia noc pełna najcudowniejszych odgłosów, koniki polne, żaby. I te poranki ze śpiewem ptaków.