Zastanawiam się właśnie czym jest szczęście. Czy szczęście jest nudnym, idealnym i niczego nie wymagającym życiem, czy też czekaniem na coś i staraniem sie o to jedno, krótkie uczucie. To takie dziwne, ale nie potrafie dzisiaj poskładać słów. Mam jakis dziwny mętlik, chociaż nie powinnam, bo wszystko jest u mnie w porządku. Myślę, że dzis moge powiedzieć, że jestem szczęśliwa, pod jednym względem, ale tylko jednym. Myślę, że gdyby moi rodzice, byli naprawdę moimi rodzicami, byłabym zupełnie inną osobą. Lepszą, czy gorszą... to bez znaczenia, nie myślałabym o tym tak jak teraz, bo możliwe, że miałabym takowe życie. Czy cokolwiek w tym stylu. Zawsze dostawałam mało czułości od nich i ogólnie od całej rodziny. Jesteśmy zamknięci i wstydzimy się tego, że jest nam przykro, że kochamy, że potrzebujemy. Niby w tym domu 'nic co ludzkie nie jest nam obce', jednak jeśli chodzi o uczucia... wszystko jest strasznie trudne i to jest tutaj największym tematem tabu. Może to przez nich jestem teraz taka, boję się uczuć, boję się. Ale jest osoba, której się nie boję, która pomaga mi tak dziwnie, ale tak dobrze. Czuję się dobrze i mogę rzec, że lepiej nie bywało.
Kocham Cię kochać.