ciało piękne, jednak dusza wciąż dzika.
Pierwsza notka z myślą o "koniarach". Tak, mój fbl podzieli się teraz na dwie grupy - tych, którzy jeżdżą konno i tych, którzy wolą normalne notki, nie o zwierzętach. Nie było mnie dość długo, wiem i przepraszam. Nadrobię zaległości, obiecuję. Tak naprawdę to chcę podziękować Dan, bo to ona mnie pogoniła do powrotu.
Co u mnie i u pana z góry? Baardzo dobrze. Od weekendu spinamy się i uczymy chodzić w tereny. Niestety łosiu nie umie. Boi się wszystkiego, rży za laskami.. Trzeba więc popracować. Więc od soboty zaczynamy, bo w tygodniu nawet czasu brak, a po ciemaku nie będę łogra męczyć. A jeżeli chodzi o pracę na ujeżdżalni, to.. idzie nam świetnie. Zaczęliśmy już robić łoptaki w kłusie, ustępowanie w kłusie, zebranie w galopie jako tako i lotne - wstępy. Skoki postanowiliśmy już odstawić na bok.. Jakiś czas temu przeżyliśmy też kryzys, ponieważ Foreściak oderwał sobie pół kopyta. Chodziłam załamana i się martwiłam, aż do przyjazdu kowala. Pan Kowal trochę mu wyrównał, ale i tak nie mógł do końca, bo kopyto się aż do samej kości oderwało.. Ale pozytyw jest taki, że Stefek pamiętał co mu powiedziałam dzień przed przyjazdem tego pana i był najgrzeczniejszy ze wszystkich. Moje dzielne grubaśne melepetki :)