właściwie nie mam ochoty na głębsze refleksje. ostatnie dni pełne były akcji, czynności wykonywanych mechanicznie. zepsuty zegarek nadal odmierzał czas. nie liczył się ze swoją wadą.
rrzeczywistość zwolniła tylko w dwóch momentach.
siedząc na ławce w parku, słuchając Czesława Mozila, patrząc na ruiny murów po drugiej stronie rzeki. jakże pięknie słońce odbijało się w wodzie!
leżąc w Twoich ramionach, czując ciepło Twojej skóry, słuchając Twojego cichego szeptu, czując Twój oddech na szyi, na policzku. jakże pięknie księżyc nas oświetlał! jak wspaniale było wybrać się w kolejną podróż po krainie fantazji, gdzie czas stoi w miejscu.
byłam z Tobą na dachu budynku w portowym miasteczku. leżąc na posłaniu z kolorowych dywanów i poduszek, wpatrywaliśmy się w morze. piję za rejs.~ byłam też nad jeziorem. przy blasku księżyca, przy odbiciu tarczy w wodnym zwierciadle machając do rytmu wiatru rękoma, wskazywałam ognisko, nasz mały namiot. nadal nie wiem, czego szukamy.~
*
a teraz mamy już przedostatni dzień roku. jutro napiszę notkę podsumowującą, połączoną z refleksjami nad moim życiem. 2012 to jedyny jak na razie rok, na którym mogę postawić wielką, czarną kreskę, dzielącą go na połowę. zło i dobro. ciemność i blask. czerń i kolor. och, no dobrze, może troszkę wyolbrzymiam. w końcu to nie była aż tak wielka tragedia. tragedią może być jutrzejszy dzień.. przynajmniej będę miała dużo czasu, by napisać notkę.
święta mi się nie podobały. nie jedząc praktycznie niczego, czułam się przejedzona, co jest niewymownie dziwne. dodatkowo nie było niczego ciekawego w telewizji. czyli właściwie wszystko to, na co się nakręciłam było zwyczajnie kiepskie. przynajmniej mogłam zaspokoić swoje żądze do gry w Simsy. przelecieć je wszystkie!
swoją drogą zaczynam się martwić tym, że oglądam coraz to więcej hentai.
czuję się trochę wyprana. dobrze, że zaraz będę mogła zacząć od nowa. niech tylko zjawi się moja motywacja!
jutro jeszcze cały dzień na zbieranie sił.