Hej kochani , trochę się na was zawiodłam notka miała być wczoraj tak wiem , przepraszam nie było mnie nie dałam rady nic dodać .Ale dziś powinna się ukazać notka .Wakacje już po mału mijają niestety no ale poznacie na pewno nowych ludzi znajomych . ;) Możecie pisać do nas na wiadomości prywatne , i na wywiadera tutaj podam wam linka :
http://www.wywiader.pl/damyradeee
A teraz zapraszam na opowiadanie pewnej dziewczyny :
Więc może zacznijmy od początku. Czy ktoś z was kiedyś cierpiał z powodu miłości, obstawiam że wiele osób się ze mną zgodzi że kochać na odległość się nie da. Niestety mimo że tłumaczyłam to sobie wiele razy i tak serce wygrało bitwę z rozumem, zawalczyłam o moje szczęście. I je wygrałam, pierwsze wspaniałe dwa miesiące. Zapomniałam wspomnieć że to była dziewczyna. Tak, wychodzę z założenia że wszystkiego trzeba w życiu spróbować, no bo kiedy nie próbujemy nie wiemy co możemy stracić. Ona nie była zwykła, była jak typowy chłopak, krzywe akcje, za dużo picia, za dużo ćpania.. Zaczęło się od tego że rzucała się do mojego kuzyna. Zdobyłam jej numer i chciałam się spotkać żeby to 'wyjaśnić' każdy może się domyślić że chodziło o rozmowę nawiązującą do siły fizycznej a nie słownej. Tak, ale na drugi dzień zaczęłyśmy normalnie rozmawiać. Pierwsze spotkanie przez 3 miesiące codzienne spotykanie się aż pewnego dnia wyszło jak wyszło. To było świetne, wydawało się być wspaniale, niestety nie na długo. Moje szczęście minęło. Wszystko pękło, nie widziałam dla nas jakiejkolwiek przyszłości. wiedziałam że to umrze, więc tak.. Dostała pismo odnośnie zamknięcia jej w MOW (Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym). Dzień przed wyjazdem był najgorszy, widziałam też łzy w jej oczach, pamiętam te obietnice.. Że wróci do Mnie, że Mnie kocha, że nigdy Mnie nie zostawi, minęły dwa miesiące pierwszy nie był najlepszy.. Ciągłe załamywanie się, można powiedzieć że z dnia na dzień spadałam o jeden stopień w dół, czułam się jak dziecko, takie zupełnie bezbronne. Drugi miesiąc nie był też zbyt dobry, pamiętałam o niej ale coraz rzadziej, jej imię juz nie było dla Mnie czymś ważnym, to tak jakbym mówiła o nic nie znaczącej dla Mnie osobie, ale wróciła. Okazało się już że nie ma dla Mnie czasu, że jest zbyt zajęta swoją koleżanką z która potem była aż 5 dni, ale pomijam jej życie prywatne, spotkałyśmy się dwa razy przed rozstaniem było wspaniale, tak jakbym znów ją pokochała, ale dzisiaj wiem ze więcej uczuć sama sobie wmówiłam, nie byłam pewna na czym stoję, za wszelką cenę chciałam być tą która byłam przed wyjazdem, chciałam być ważna ale nic nie czułam, wmawiałam sobie że ją kocham. Kiedy tylko powiedziałam ze odchodzę starała się to załagodzić, a prawdą jest że przez nią upadłam zbyt nisko, zobaczyłam to, kiedy tylko pomyślałam jak się zmieniłam. Nie jestem i pewnie już nie będę nigdy taka jaka byłam dziś bez wyrzutów można nazwać Mnie suką, typową suką. Tak. Nie piszę tego żeby się wyżalić i żeby ktoś tam pisał ze Mi współczuje, piszę to dla tych którzy mają bądź mieli podobnie, z miłością podobnie jak z ogniem trzeba uważać, bo nie jest jedną z prostych rzeczy w życiu człowieka, może najważniejszą ale nigdy nie łatwą. Bo miłość nie jest dziwką, bardziej przypisałabym ją do liczby 'pi', bo moim zdaniem jest zupełnie nieobliczalna i nie wiem czy wyszedł Mi z tego jakiś shit czy może to komuś pomoże, ale mam nadzieję że po przeczytaniu tego ktoś kto ma podobnie nabierze dystansu, bo nie napisałam tego dla siebie. Bez tego już czuję się fajna c:
Dziękuje za uwagę i ta historia chciała być nie anonimowa więc tą historię napisała :
wypierdalajkurwo