"Nie płacz" wcale, a wcale nie załatwia problemu. Można zatamować łzy, można przetrzymać, przykleić sobie uśmiech, poprawić makijaż i iść dalej. Ale nie powstrzyma to odpadającego tynku 4 ścian mojej głowy. I nie wiem, naprawdę nie wiem co mam zrobić. Chociaż wyjście jest jedno, najprostsze rozwiązanie - najlepsze, to dalej nie jest to dla mnie oczywiste. Mam drażniącą potrzebę braku potrzeb, totalnego ogłupienia i odskoku od realizmu. Chciałabym dziś, albo chociaż jutro, wtulając głowię w poduszkę poczuć spełnienie, dowiedzieć się, że miniony dzień można zapisać do listy 24 godzin po brzegi wypełnionych idealnością. Nie potrafię pisać zakończeń, każdą moją myśl, każdą chwilę urywam w połowie zdania. Ale niekiedy i tyle wystarcza, słowa tworzą sens, życie dokańcza je samo.
[nie mam zdjęć]