MIŁOŚĆ.
Takie proste słowo, wszyscy potrafimy je wymówić, ale czy ktokolwiek wie jaka jest definicja tego słowa?
Nie jest to takie proste. Moim zdaniem, definicja tego słowa jest w nas. Zależy ona od nas i naszych uczuć. Miłość to wspaniała rzecz, kiedy jest ona zdrowa, bez nałogów, bezproblemowa. Kiedy możemy przyjśc przytulić się, wyżalić ze wszystkiego i nagle zacząć się śmiać i spędzac miło czas. Kiedy możemy powierzyć tej drugiej osobie swoje największe sekrety, troski i problemy. Kiedy możemy podejść i bez pytania przytulić, pocałować, powiedzieć, ze kochamy. Kiedy nie boimy się kompromitacji. U mnie, największym wykładnikiem miłości, jest strach przed rozstaniem. Szczerze mówiąc, jak zauważyłam po sobie, boję się rozstania z najbliższymi. Boję się jakiegoś nieoczekiwanego wyjazdu, wypadku lub śmierci. A najgorsze jest to, że nie umiem tych uczuć okazywać tak jakbym chciała. A wiem, że życie jest kruche i trzeba to robić. Ale gdzieś drzemi we mnie ta społeczna blokada. Nie potrafię okazać tych uczuć, bo boję się wyśmiania i odrzucenia. Myślę, że to taki nasz problem społczny, wiem, ze nie jestem jedyna w tym wszystkim. Szkoda, że oświata nie uczy jednych z wazniejszych rzeczy - uczuć. Wszyscy myślą, ze ten problem nas nie dotyczy, a jednak...
Moje uczucia wyrażam inaczej. Troską, wybaczeniem, dobrym słowem, wsparciem. Chcoiaż czasem mam ochotę się z kims pokłócić, kocham te osoby, z którymi się kłócę, niezaleznie od wszystkiego. Śmieszne to uczucie, że czasami mam ochotę pozabijać wszystkich, a sekundę potem czuję tą miłość wszędzie. I podoba mi się to, że znam tych kilka rodzajów miłości. Miłość (do) rodziców, rodziny, sióstr, braci, przyjaciół, wymarzonego mężczyzny i do dziecka. I nie będę wyliczać, która jest mocniejsza - bo żadna nie jest. Wszystich kocham tak samo, niezależnie od zachowań, statusu, przyzwyczajeń.
Kochać - to takie proste