Zbyt mocno otula mnie niespełnienie. Niczym powietrze wciągam je w płuca, powietrze bez tlenu, duszące, ciężkie. Rzygam na samą myśl o kolejnym pełnym oddechu. Stoję w lustrze i widzę tylko niespełnienie, nic więcej. Usta w głębokim smutku uśmiechaja się lekko sztucznie. Zmęczone ramiona dźwigają ciężar beznadziejnych chwil. Ronię łzy, których nie widzi świat. Desperacko szukam nadziei, krzycząc, kalecząc, umierając. I nikt mnie nie widzi, nikt nie słyszy, jakbym nie istniała.