Kapitan Tuulilainen nie wiedział, co to znaczy Śmierć Możliwa. Wiedział tylko, że będzie straszna jak każda śmierć. Po tym, jak dobroduszny aktor Barnaro ogłosił wyrok, kapitan Tuulilainen zachwiał się i przewrócił na podłogę. Nie z wrażenia. W każdym razie nie tylko. Po prostu strażnik zwyczajowo uderzył go pałką w głowę. Kapitan ocknął się cały obolały, ale coś przyjemnie go wachlowało. Był nagi, leżał na podłodze małej celki o jaskraworóżowych ścianach. Nie było żadnych sprzętów, niczego. Jęcząc, kapitan dźwignął się na zdrętwiałych ramionach, i podpełznął w stronę orzeźwiającego powiewu. Przyjemny powiew dobiegał od drzwi. Drzwi celi były otwarte. Ale tylko ktoś, kto byby jeszcze bardziej zamroczony niż kapitan, mógłby próbować przez nie wyjść. Bo w otwartych drzwiach nieustannie wirowało wielkie, szerokie, stalowe ostrze. Za nim było widać następne i następne. Nie wiadomo, jakim cudem, ostrza, sterczące na żelaznych drągach jak wiatraki, wirowały nieustannie. Nie przestały ani na chwilę. Kapitan patrzył na nie tylko przez chwilę. Potem zwymiotował za podłogę i schował się w kącie celi, tyłem do ostrzy. Nie chciał myśleć, w jakim celu je tu umieszczono. Gdyby tylko miały strzec drzwi, wystarczyłoby je okratować. Więzień nie patrzył na ostrza. Ale ich powiew chłodził mu plecy i przypominał, że mogą kiedyś dotknąć ciała. Po dłuższym czasie kapitan usłyszał mokry plask. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył na podłodze kawałek świeżego, surowego mięsa. Jak wleciało do celi? Chyba przez drzwi, między ostrzami. Ktoś go musiał przerzucić, pewnie strażnik. To znaczy, że za ostrzami jest korytarz! Jeśli kawałek przedostał się przez ostrza, to może człowiek też mógłby przejść? Obiecał sobie, że jeszcze się nad tym zastanowi, i rzucił się na mięso. Był bardzo głodny. Od tego czasu gapił się na ostrza. Gapił się, szukając sposobu na przemknięcie między nimi. Gapił się, czekając na codzienny ochłap. Aż pewnego dnia - a może pewnej nocy - coś musiało się popsuć w mechanizmie. Ostrza zaczęły się kręcić wolniej, coraz wolniej... Wreszcie stanęły. Kapital Tuulilainen przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Zapatrzony w wirowanie, mruczał i pojękiwał sam do siebie, naśladując odgłos ostrzy, długo jeszcze po tym, jak przestały się kręcić. Wreszcie zauważył. Miękkość w kolanach i łokciach. Serce wali. Kapitan Tuulilainen zmarnował dużo czasu. Ostrza za chwilę mogły znowu zacząć działać. Ostrożnie przemknął obok pierwszego ostrza, drugiego, wyginając się niemalże jak cyrkowiec. Był w wąskim korytarzu, różowym tak samo jak cela. Różowym i jasnym. Na tyle jasnym, aby zobaczyć, że jest całkowicie wypełniony ostrzami. Jak tędy chodzą strażnicy? - zdążył jeszcze pomyśleć Tuulilainen, zanim wszystkie otaczające go ostrza ruszyły. Ruszyła też metalowa taśma. Rozsiekany na drobne kawałki mięsa, kapitan został rozwieziony do cel, w których przebywali inni skazańcy, skazani na Śmierć Możliwą.