Nie tak miało być
cz. 25
Budzi mnie dzwonek do drzwi, rodzice pewnie w szpitalu, więc nie mam wyjścia- muszę zwlec się z łóżka. Mimo dużej niechęci wychodzę spod ciepłej kołdry i zbiegam po schodach. Zarzucam na siebie sweter, bo w końcu mamy początek grudnia, nie chciałabym rozchorować się przed świętami. W sumie to powinnam być na uczelni, ale z okazji mikołajek zrobiłam sobie mały prezent w postaci wolnego dnia. Przez chwilę zastanawiam się, czy otwierać drzwi, jeśli to listonosz to przecież skrzynka wisi na ogrodzeniu- niech tam zostawi korespondencje. A jeśli to mama albo tata i zapomnieli klucza? Nie zastanawiam się już więcej i otwieram drzwi. Do przedpokoju wpada zimne powietrze. Przede mną stoi Mateusz z wielkim, czerwonym kartonem z jeszcze większą złotą kokardą. Przewracam oczami. Czego ten facet jeszcze ode mnie chce, nęka mnie od momentu wypadku, a ja naprawdę chciałabym mieć już go z głowy. Było minęło, popełnił błąd, którego nie jestem w stanie mu wybaczyć.
-Jeszcze raz pojawisz się w moim domu, a przysięgam zgłoszę na policji nękanie- chcę zatrzasnąć drzwi, ale je przytrzymuje.
-Pogadajmy, proszę. Mam dla ciebie prezent od Mikołaja.
-W dupie mam ten prezent. O gadce też możesz zapomnieć, wyjaśniłam ci już wszystko dogłębnie.
-Nadia, ale mnie zależy na tobie coraz bardziej.
-Nie mój problem.
-Nie odpuszczę tak łatwo.
-Ty naprawdę jesteś jakiś nienormalny. Zwijaj się stąd.
-Daj mi pięć minut.
-Już za dużo mojego czasu zmarnowałeś. Nienawidzę cię rozumiesz? Przeliterować? Co jeszcze mam zrobić, żebyś dał mi spokój? Jesteś dla mnie zakłamanym bydlakiem. Nie gadam z takimi. Nie ma mnie dla ciebie i nigdy się to nie zmieni. Dopuść tę myśl w końcu do tego zakutego łba. Wypieprzaj, bo mnie obudziłeś.
-Sorry, ale mam już kogoś na miejsce, którego nie wykorzystałeś- jego oczy stają się smutne.
-Wiem, że kłamiesz. Nie spotykasz się z nikim.
-Nie twoja pieprzona sprawa- puszczają mi nerwy.
-Sprawiasz mi ból takimi słowami.
-A ty? Nie skrzywdziłeś mnie? No powiedz, czy mnie nie skrzywdziłeś? Widzisz tylko koniec swojego nosa, chcesz mi dać szczęście? To nie pokazuj mi się więcej na oczy, nie dzwoń, nie pisz, jak zobaczysz mnie na ulicy udaj, że się nie znamy, albo najlepiej przejdź na jej drugą stronę. Nie chcę cię znać i żałuję, że cię poznałam- wrzeszczę.
-Będę na ciebie czekał, pamiętaj- kładzie paczkę przed drzwiami i odchodzi. Mam nadzieję, że w końcu coś do niego dotarło, choć tyle razy już mu to powtarzałam i zawsze wracał. Kopię pudełko, a ono spada ze schodów i wysypują się z niego czerwone róże. Nie mam siły ich teraz zbierać. Zatrzaskuję drzwi i kieruję się do kuchni. Włączam radio, parzę ulubioną kawę i siadam na krześle przy oknie. Chłopak stoi przy aucie i pali papierosa. W sumie, mogłam wziąć prezent, chociaż tyle pożytku byłoby z tej znajomości. Czas rozpocząć życie od nowa, po raz kolejny.
KONIEC!