nie mam zielonego pojęcia jaki dzień tygodnia jest.. nie wiem zresztą nic.
obudziłam się dzisiaj o 7:30, mając na 8 do pracy, gdzie samo dojście mi zabiera z 20 minut, UDAŁO MI SIĘ! byłam tam o 7:58. nie wiem jak to się stało, ale byłam w stanie jeszcze śpiącym, nie czaiłam co się dzieje, ani dlaczego tak się dzięje a nie inaczej.
wróciłam o 13 i jak zobaczyłam na burdel w moim pokoju, to aż mi się nie chciało tam wchodzić. ogarnęłam na szybko, zjadłam obiad .. MAM OBIAD! następnie ogarnęłam siebie. wyszłam na chwilę z Beatą i Sniekrsem i tyle.
około 20 idę do Filipa, wejdę do sklepu, kupię to co chcę kupić i co mi pomoże w aktualnym życiu. :)
jutro nie ide do collegu, z czego niezmiernie się ciesze. zostanę sobie z Klarą od 11 do 18. słodko -.-
musiałam bardzo mocno wczoraj zasmucić moją szefową, mówiąc jej że niestety Walentynki to ostatni dzień mojej pracy. no tak, nie daje rady za bardzo. 5 dni w collegu, potem cały weekend zabrany z życia, a potem znowu poniedziałek i college. umieram.
od trzech tygodni śpię po 5 godzin, nie wiem co się dzieje, tak się popsuć :o
idę coś obejrzeć, ogarnę się do końca i cisne.
buzia. ;*