Następny dzień to była środa. Filip poprosił Kube żeby nie przyjeżdzał po niego dziś, bo troche pózniej musi wyjść.
Filip był szalonym osiemnastolatkiem, który był jednocześnie szczęsliwy.
Kuba stał przed szkołą z chłopakami. Filip wyszedł z autobusu i niczym modelka podążał prostą drogą wprost do ramion swojego chłopaka, który notabene chwycił go z biodrach i podniósł z radosci.
F "Kubaaaa, puszczaj" śmiech
K "Never!"
F "Kuba no wez, bo wszyscy sie gapią" śmiech
Filip przywitał się z chłopakiem i poszedł przywitać się z pozostałymi. Odwrócił się do swojego chłopaka i teatralnie powiedział
F " No to idę "
wszysy w śmiech
Przechodzący obok chłopaków grupka młodziaków mówi " Pedały jebane"
Nikt nie reagował na takie zaczepki. Jedyne co martwiło Kube to to, czy Filip będzie w stanie wytrzymać tego rodzaju zaczepki i, czy nie wda się w bójke z tego tytułu.
Zadzwonił dzwonek.
Filip szkolnymi korytarzami przechadzał się niczym po wybiegu. Czarny plecak trzymał w dłoni, a telefon w drugiej ręce. Cztał korespondencje swoją, która namnożyła się po długiej nieobecności.
Najbardziej śmieszyło go to, ze dziewczęta nadal uważały, ze mają u niego szanse.
Po wyczerpującej psychicznie lekcji Filip poszedł na spotkanie w lobby ze swoim chłopakiem.
Chłopcy wyszli na
cdn..