Czas pędzi jak szalony, jednocześnie wlecząc się jak zdychająca krowa. Ciągle brakuje mi czasu, a jednak dni tak wolno płyną, mam wrażenie, że to już drugi miesiąc szkoły, a nie tydzień.
Chodzę na wszystkie rozszerzenia przewidziane dla nas, chujmanistów, ponieważ internety nie dają jasnej odpowiedzi co do wymagań na prawo. W związku z tym czeka mnie 11 egzaminów maturalnych, nawet moja mama wątpi czy dam radę. Pomijając fakt, że cały świat dookoła mnie wątpi w moje małe marzenie o zostaniu notariuszem. Łącznie ze mną.
Postanowiłam wylać swoje żale na moim coraz rzadziej używanym focioblożku, bo już dopada mnie jesienna depresja z powodu nadmiaru melatoniny, w ogóle nadmiaru wszystkiego i za wysokich ambicji, które i tak znajdą ujście tylko w smażeniu McDonaldowych frytek.
Wolę wyjść do szkoły i już nie wracać, wiedząc, że w domu czeka na mnie ta cała sterta nauki.
W szkole, notabene, jest dobrze, chyba nigdy nie czułam się lepiej o 6 rano, widząc noc za oknem.
"Weź mię, ja umrę przy tobie,
Nie lubię świata."