photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 29 LUTEGO 2012

18

Wstrętna suko, to że spotykasz się z moim ojcem, to nic, zaakceptowałam to, przyzwyczaiłam się, wybaczyłam mu i tobie, że zdradził moją mamę z tobą, ale do kurwy nędzy nie będziesz mi mówiła, co lubi czego nie i jak się zachowuje z tekstem ' on tak ma musisz się przyzwyczaić ' !

 

Na początku to miała być tylko zabawa, głupie odegranie się na Tobie za to co uczyniłeś mojej przyjaciółce czy raczej bliskiej siostrze. Zaczęło się od głupiego szeptania na grze, później było gadu, aż na koniec sms'y. Niby nic, niewinna zabawa i manipulacja Tobą. Niespodziewanie zacząłeś coraz bardziej angażować się w znajomość ze mną, ciągle powtarzałeś słowa, których ja od ciebie słyszeć nie chciałam i nie powinnam. Zmieniłam opis a w nim umieściłam imię pewnego chłopaka, wręcz ścisnęło mi serce, gdy wyświetliła mi się twoja nazwa w okienku powiadomień a w nich głupia krzywa buźka z pytaniem jak to on, dlaczego. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, później napisałeś, ze masz nadzieję, ze dobrze się bawiłam. Powinnam, ale nie sprawiło mi to przyjemności, czułam się winna i nieodpowiedzialna. Poczułam się jak egoistyczna suka. Nie taki miałam plan i zamiar. Nawaliłam, nie oczekuje wybaczenia, oczekuje tego cholernego rozgrzeszenia ze strony Boga. Potrzebuje pokuty i jebanego zrozumienia.

 

Wbiegłam do szpitala całkiem zdezorientowana. Nie byłam świadoma tak wielkiego niebezpieczeństwa i stanu w jakim był tata mojego przyjaciela. Zauważyłam rodzinę czekającą aż przywiozą go z badań. Po chwili, zauważyłam jak prowadzi go 3 lekarzy. Delikatnie usadowili go na łóżku i zaczęli przekłuwać żyły. Podbiegłam do niego mocno go przytulając a zarazem czując ukłucie szczęścia, że będzie w porządku. Nie wyglądał, źle wręcz przeciwnie. Lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.-zawsze będziesz moja córko-wyszeptał ledwo słyszalnie. Nie był moim ojciec, jednak ja go tak traktowałam, byłam traktowana jako część rodziny.-teraz już mogę umrzeć- spojrzałam z zaszklonymi oczami na niego, przymknął powieki, a w tym czasie maszyny na których się nie znam zaczęły pika na cały szpital. Lekarze uznali zgon. Serce stanęło. A ja usłyszałam tylko krzyki i wrzaski. Straciłam kontakt ze swiatem. Straciłam świadomość, straciłam cześć duszy, część rodziny...

 

w drodze na peron zatrzymałam się przed kościołem. Niepewnym a zarazem nieśmiałym krokiem przekroczyłam Święty próg. Poczułam dreszcze, długo nie gościłam na takich terenach. Niezdarnie zajęłam mniej więcej środkową ławkę. Złożyłam ręce w geście modlitewnym i uklękłam biorąc głęboki oddech. Odkąd tylko pamiętam ojciec wmawiał mi żebym przenigdy nie traciła wiary i nadziei, mimo, ze sam nie należał do ludzi pobożnych i żyjących złudą to szanowałam jego słowa. "no dobrze" powiedziałam w duchu zamykając oczy i spuszczając głowę."Dawno tego nie robiłam, zapomniałam podstaw, wybacz" wymruczałam spoglądając na ołtarz."wiem, że dawno się do Ciebie nie zwracałam, w zasadzie tego momentu gdy moja matka wtargnęła w moje życie po 10 latach." zaczęłam powoli sklejać zdania. "Nawet nie wiem czy w Ciebie wierze i czy ty gdzieś tam istniejesz" palnęłam bez namysłu."ale wierze, że masz na tyle litości by nie karać innych za moje grzechy" rzekłam podniosłym tonem i wyszłam z kościoła.

 

Rozmawiając z kolegę, który ciągle zanurzał się coraz to głębiej w tematy chemii, przewróciłam teatralnie oczami i zaczęłam bezsensownie gryzmolić po kawałku papieru. W ten sposób chociaż na chwile mogłam odgrodzić się od świata. Po dłuższej chwili, nie potrafiłam wytrzymać ciągłego drążenia tematów o układzie okresowym pierwiastków, co później przerodziło się w samouwielbienie zakończone długotrwałym monologiem, podczas gdy ja próbowałam ukryć się za kartką i ołówkiem. Lubiłam szkice, nie nazwę tego pasją lecz chwilowym zatraceniem się w własnej wyobraźni i wszechświecie. Jako dziewczynka rysowałam pokemony, z wiekiem zaczęłam sprawnie wnikać w świat ciemności i zła. Nastała era smoków, duchów, śmierci i zabójstw. Tym razem nieświadoma postępów zaczęłam szkicować wyraźne rysy twarz przyjaciela, aż przerwała mi czyjaś ręka pisząca nad rysunkiem "Musze jechać, tata jest w szpitalu". Instynktownie zakryłam rysunek i spojrzałam w oczy kumpla. Mimowolnie się rozpłakałam i popędziłam z nim.

 

-To nie jest fair.-syknęłam całkowicie wytrącona z równowagi.-Chcesz mi doszczętnie zniszczyć życie czy może pozbawić ostatnich momentów, które potrafią wywołać u mnie uśmiech o który od dawna tak trudno?-krzyknęłam nie potrafiąc się opanować i uderzając pięścią o ścianę.-Ty mówisz o uśmiechu?-parsknął śmiechem-Rozumiem, ze uśmiech ze łzami mylisz.-wypowiedział przez zęby. A ja poczułam jakby coś ścisnęło mnie za serce. Zamilkłam. Podszedł do mnie próbując mnie przytulic, jednak się odsunęłam.-Dobrze.-zacisnęłam dłonie w pięść.-Jest jednak inna ważna sprawa.-spojrzała na niego wściekła.-Ja nie wpierdalam się do twojego życia nieproszona i nie mieszam ci relacji z nikim.-to był dla mnie samej cios w brzuch. Nie poznawałam samej siebie, nie dość że wydarłam się na najlepszego przyjaciela to jeszcze zarzucałam mu to, ze stara mi się pomóc i uczestniczy w moim życiu.-W takim razie wybacz, już nie będę.-wyminął mnie pewnym krokiem i zniknął za rogiem korytarza. Niżej upaść nie mogłam...

 

mierząc jej zakrwawione dłonie, zaczęłam się zastanawiać, co znów wymyśliła, czemu znów chciała się zabić, nie zapytałam jej. przytuliłam się do niej, szepnęłam 'nigdy więcej' przycisnęła mocno swoje dłonie do moich pleców. płakała z bólu, nie umiałam jej pomóc. szarpnęłam ją za rękę, podążając w stronę domu. 'nie chcę' - mruknęła. nie reagowałam, nie słuchałam, wiedziałam lepiej, czego teraz potrzebuje. przekraczając próg musiałam ją wciągnąć na siłę do pokoju. zamykając ją w czterech ścianach, pobiegłam do kuchni. zrobiłam kakao, wzięłam czekoladki, i lampkę wina. chciałam, aby się wypłakała do ostatniej łzy. powróciłam do niej, ona zasnęła. czekając, aż się przebudzi, ze złością w oczach usiadłam pod drzwiami. popijając winem gorzki kawałek czekolady, zaczęłam łkać, ta bezsilność. nie umiałam jej pomóc, bolało. 'przenigdy nie rób mi tego gówniarzu, za bardzo cię potrzebuje' - pomyślałam, robiąc kreskę na żyłach. zawsze powodowała w mojej głowie presje, dostawałam paranoi / szloch

 

nie płacz' - usłyszałam, podnosząc słuchawkę. 'nie płaczę' - wysyknęłam. 'no i do kogo to mówię, do ściany, do kaloryfera, do sera, czy do przyjaciółki, przy której powinienem teraz być, ale nie. musze zapierdalać na uczelnie we Francji, bo mi się kurde zachciało. nie wybaczę sobie tego. nie sądzisz, że powinnaś mi wyjebać w twarz? tak się nie zachowuje bliski kolega, który wie o tobie wszystko' - wyjąkał ze złością 'jesteś cudownym idiotą, z którym mam cudowny kontakt, któremu mogę się wypłakać nawet do tego ciulowego monitora, ale pamiętaj, gdy oślepnę przez te ciągle spadające łzy to będziesz musiał przyjechać, jak najszybciej ze swoją bluzą, aby te chore krople się w nią wtopiły, bo serio wtedy nie wytrzymam i zepsuję mazakami twoją twarz' - zaśmiałam się, zapominając o bólu. 'ogarniasz mojego teraźniejszego banana? wiesz, jak bardzo mnie uszczęśliwiłaś tymi słowami?' - spytał. 'owszem, łajzo' - cicho szepnęłam. 'słyszałem!' - dodał, rozłaczając się. lubię, gdy się gniewa / szloch

 

zajadając się naleśnikiem, zaczęłam się śmiać. 'mamo kumpel chce przepis na twoje naleśniki' - mruknęłam. 'no to mu napisz' - syknęła. 'ale ja mu mówiłam o tej pieczarkowej bitej śmietanie' - rzuciłam. 'pieczarkowej?' - spytała. 'no, a jaka to jeśli nie pieczarkowa? bo tak grzybami czuć' - wymamrotałam. 'chyba cię pogięło. myślałam, że zakochanie nie zmienia smaków' - szepnęła roześmiana. 'przestań!' - krzyknęłam, wpadając w panikę. 'napisz mu, że do bitej śmietany może dodać brzoskwinie, i będzie miał taki sam smak, ale tylko wtedy, gdyż też ma te motyle w brzuszku' - zaczęła ze mnie drwić. 'nie wierzysz mi, no to podejdź, i czytaj o czym piszemy' - wyjąkałam. 'oj ja to mam z tobą przerąbane' - zrezygnowała ze swoich podejrzeń. / szloch

 

Nie przeciągaj pożegnania, bo to męczące. Zdecydowałeś się odejść to idź.

 

Pragnienie byc kimś innym to marnowanie osoby, którą się jest

 

Lepije spłonąc od razu, niż tlić się powoli

 

Najszczęśliwszym dniem mojego życia był ten , po którym nie nadeszło jutro

 

Nikt nie umiera bez utraty dziewictwa... życie pierdoli nas wszystkich

 

Wszyscy każdego dnia przemierzamy niebo i wszyscy brniemy przez piekło

 

Pozdrawiam

Komentarze

chillout9 świetne;p
01/03/2012 23:25:29
cytyopi mmm . Lajkam : D
________________
zapraszam . opisy , cytaty , opowiadania : *
Dodaj do znajomych , skomentuj , kliknij fajne . : D
01/03/2012 16:22:51
zoeyjuuhu niesamowite...
29/02/2012 20:46:57