stał w umówionym miejscu bawiąc się mała śniegową kulką. wyjęłam z uszu słuchawki, po czym podeszłam bliżej. - jestem. - rzuciłam stając naprzeciw Jego paraliżujących Moje serce, oczu. uśmiechnął się i odpowiedział: - tak naprawdę nigdy nie przestałem Cię kochać. Ona była tylko małą zabawą. szukałem czegoś innego, ale okazało się, że to jednak nie jest to. prawdziwa miłość jest w rzeczywistości gdzie indziej. - gdzie? - stoi tutaj. naprzeciwko Mnie. - odpowiedział próbując ująć Moją dłoń. - tęskniłam, wiesz? - rzuciłam chwytając Jego zmarzniętą rękę. - naprawdę? - zapytał zdziwiony. - nie! - krzyknęłam. - jesteś najgłupszym facetem na ziemi. kochasz Mnie? zadziwiające. wypchaj tą miłością dupę swojej wytapetowanej lali! - powiedziałam patrząc jak Jego życie powoli zaczęło tracić sens.
Córciu, dlaczego tak patrzysz w ten kontakt ? - Bo przyjaciółka Mi mówiła, że będziemy w kontakcie, mamo.
-Twój świat byłby łatwiejszy, gdybym nie wrócił. -To prawda, ale bez Ciebie to nie byłby mój świat. [ Blair&Chuck ]
Jej blond włosy swobodnie opadały na jasną cerę. słońce zagrzewało do maksimum, dlatego zajęła sobie miejsce pod drzewem. usiadła, opierając plecy o chłodną korę. wyciągnęła z plecaka książkę wtajemniczając się w losy bohaterów. chwilę później dosiadł się do Niej On. uśmiechnęła się do siebie, po czym zamykając powieść spojrzała w Jego tęczówki. - jeżeli przyszedłeś tutaj żeby mówić Mi, jak bardzo Mnie kochasz. i chcesz przepraszać za to, że tak bezczelnie wtedy mnie zostawiłeś. jak bezwstydnie potrafiłeś wyrzucić Mi w twarz, że to koniec. a później pozwoliłeś dusić się własnym oddechem każdej nocy i dławić łzami, gdy tylko do głowy wracały wspomnienia. to lepiej będzie jeśli po prostu wstaniesz i odejdziesz. - powiedziała czując, jak Jego serce zwalnia rytm. - już zawsze będę przy Tobie.. - a Ja już nigdy nie będę z Tobą. - syknęła wstając, jednoznacznie dając Mu do zrozumienia, że teraz Jego kolej na to, by zrozumiał co znaczy cierpienie.
wypatrzył mnie w tłumie w samym centrum miasta. Nie wiedziałam co mu znowu po głowie chodzi, ale strasznie się tego bałam. Bałam się, ze jednak nadal nie odpuścił mimo, że Go o to prosiłam. Podbiegł, chwycił moją twarz swoje dłonie i spojrzał mi w oczy.-kocham Cie i weź to kurwa wbij sobie do głowy, popełniłem parę błędów. Żałuje...-dotknęłam delikatnie jego dłoni. Jednak daje mi ten jebany powód bym nadal go kochała.-jutro wyjeżdżam, mówiłaś, ze nie chcesz mnie widzieć. Dobrze, chciałem jedynie żebyś sobie to zapamiętała.- przybliżył się do moich ust. Całowałam go dłużej niż zwykle, zarówno próbując pohamować łzy i sprawić, by ułożył się w wygodny dla mnie sposób. Moja ręka zamknęła się wokół jego szyi.-znowu mi to robisz.- stwierdziłam Cholernie mącisz mi w głowie-wyszeptałam robiąc przerwę pomiędzy pocałunkami, wiedząc w co się znowu pakuję
-nie mogę tak dłużej zrozum .-wydusił z siebie, spoglądając mi prosto w oczy. Dopatrzyłam się iskierek poprzedzających łzy.-musisz.-odparłam.-musimy- poprawilam Gdy w tym czasie on przyparł mnie do ściany delikatnie splatając palce wzdłuż mojej tętnicy szyjnej.-nie łatwo wyjść z nałogu, a ty o tym wiesz najlepiej. Próbujesz być asertywna, wmawiać sobie i mi, ze nic nas nie łączy, a w tym czasie emocje i uczucia rozpierdalają cie od środka. Nie jest tak? Powiedz, ze tak nie jest. Powiedz, ze mnie nienawidzisz i nie chcesz już widzieć.-zaczął krzyczeć, podczas gdy po moich policzkach zaczął spływać ciepły płyn. Byłam zdezorientowana, i zarazem zdenerwowana miał racje.-tylko powiedz...-wyszeptał, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej, wypierając coraz większy ucisk na mojej krtani.-nie.-szepnęłam.-nienawidzę Cię, wystarczy? Odejdź i pozwól mi poprawnie funkcjonować, nie zbliżaj się, nie dawaj powodów bym zaczęła tęsknić, nie pozwól bym od początku zaczęła Cię kochać.-odszedł
Znowu zadzwoniła do mnie przyjaciółka z drżącym i zapłakanym głosem. Wiedziałam co się stało. Od razu do niej pobiegłam. Siedziała na schodkach, nie musiałam podchodzić blisko by zauważyć jej siną twarz, zakrwawioną wargę i rękę. Nie musiałam pytać by czuć jak cierpi, jak bardzo bolą ją żebra, i na jaką skale jej rany są poważne. Podziwiałam ją za to, ze dzielnie trwała nadal przy tym dupku. Znosiła każde uderzenie, wyzwisko ten niesamowity ból. Ona wierzyła, ze miłość nad tym zapanuje, że z czasem będzie lepiej, ze im się ułoży, oślepiona blaskiem jego opacznej doskonałości. Nie dała rady temu zaprzestać, słuchała serca, które świadomie prowadziło ją do zguby. Tak mocno kochała i wielbiła, podczas gdy ja miałam ochotę wziąć chociażby pogrzebacz i go tym zakatować
- tato, pozwól tu na chwilę. no wróć się. - co chcesz? - widzisz te drzwi? - no! - widzisz co one mają po środku po prawej stronie? -no! - to jest klamka. coś, co służy do tego by te drzwi zamykać. - no i ?! - więc może byłbyś tak uprzejmy zapamiętać na przyszłość po co to cholerstwo tu jest, czy mam napisać instrukcję: naciśnij, pociągnij drzwi i puść?! - a idź! pojebana jesteś!
- dlaczego nie masz dziewczyny? - to takie oczywiste? - i to jak! - A gdzie Twój chłopak? - Może przeczytasz o tym w Mojej nowej książce: " Dlaczego związki są do dupy?".
-jesteśmy.-powiedział przekręcając kluczyki w stacyjce auta.-chodź-dodał opuszczając samochód. niepewnie nacisnęłam klamkę powoli wychodząc.-to tutaj przesiaduję każdą noc, gdy dzwonisz i pytasz gdzie jestem. to tutaj zbudowałem sobie ławkę, na której codziennie szukam sensu życia. tutaj mam przyjaciela, który w ciszy i skupieniu potrafi Mnie wysłuchać.-przerwał nagle, a pustkę w Jego monologu uzupełnił szelest chłodnego wiatru.- tu mogę tylko pokłócić się samym z sobą. ponarzekać, a później nazwać siebie skurwysynem. tu potrafię obrócić połówkę samemu i spalić całą paczkę fajek. tu mogę wszystko, bo wiem, że jeśli zginę to właśnie tutaj już zostanę. - zrobił kilka kroków do przodu rozpościerając na bok liście drzew. księżyc rozświetlił obraz, który znajdował się przed Nami. byliśmy na cmentarzu.
wpadł do mieszkania krzycząc głośno ' mam coś dla Ciebie ' . zaśmiałam się cicho czekając na Jego wejście do pokoju. skradł się po cichu, by znienacka móc pocałować Mnie w policzek. ' proszę bardzo ' rzucił podając Mi do ręki siatkę cytryn. ' co to ma być? ' rzuciłam śmiejąc się. ' Twoja mama zadzwoniła i powiedziała, że jesteś chora i siedzisz w domu, i mam się Tobą zaopiekować ' odpowiedział. ' i co teraz? ' wyjąkałam znad komputera. ' teraz, wejdziesz grzecznie do łóżka, ja przyniosę Ci gorącą herbatę, kilka antybiotyków i witaminę C, wygrzejesz się i będziesz zdrowa ' syknął zamykając Mi przed nosem laptopa. ' i nie ma, że nie chcesz ' zaśmiał się ironicznie. chwilę później siedziałam już zawinięta w koc i oczekiwałam na Jego przyjście z herbatą. miał wielki wpływ w stosunku do Mnie. i chyba Jemu jedynemu pozwalałam na takie manipulacje. bo Jego jedynego tak cholernie kochałam. bo Jemu jedynemu oddałam swoje serce. bo był ze Mną zawsze i bez względu na wszystko.
lubili Go. mama darzyła Go osobistą sympatią, a tata cenił ponad wszystko. brat mówił do Niego szwagier, a rodzina zawsze oczekiwała Naszego przyjazdu. przyjaciele podziwiali Go za głębokie uczucie, a Jego kumple za bezinteresowną miłość. ja też Go kochałam. kochałam za bardzo. do skutku i bólu. szczyciłam się Nim w towarzystwie i wychwalałam w gronie rodzinnym. ale jak to mówią - nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- córuś, skarbie. co Ty masz pod okiem? - zapytała mama zatrzymując Ją w korytarzu. - nic. - syknęła cicho, próbując przecisnąć się między ścianą, a natarczywie upartą mamą. - co zrobiłaś? - no nic. - to w takim razie skąd się wzięło to limo? - drążyła dalej. - w szkole, na w-fie.. - odpowiadała pół słówkami. - kochasz Go, prawda? - zapytała . ale Ona nie potrafiła odpowiedzieć Jej już nic. osunęła swoje ciało po chłodnej ścianie i ujmując twarz w dłonie rozryczała się, jak małe dziecko, któremu przed chwilą zabrano zabawkę. - On wszystko może, ale Ty na wszystko nie możesz pozwolić, skarbie. - wyszeptała przytulając do siebie jedyny skarb, jaki miała w życiu i o który chciała dbać jak najlepiej
w snach przewija się jego postać, uśmiecham się kiedy widzę jak się zbliża. w jednej chwili czuję jego obecność, pomieszanie zmysłów i te silne dłonie, w których ogrzewa moje. znów rano, otwierając oczy, czuję na własnych ustach uśmiech, znów dzień zaczynam z myślą o nim.