choroba ciag dalszy, tak strasznie boli mnie gardlo :c
Miedzy scianami chodze na oslep, jakis kot otarl mi sie o kostki, namacalnie tylko znam droge przez
korytarz. Nawet nie otwieram oczu, wypukle milczenie deformuje ksztalty. Slowa sie zeslizguja,
gdzies grzezna po drodze, cos przyszpila je od spodu. Jest znow wieczor, dachy znow pachna deszczem.
Wrzask ciszy, odrzucony rykoszetem, tlucze sie nie zdarnie wiercac mi dziury w pamieci. Kazde
wspomnienie, na Twoich ustach slowa, westchnienia od ciezarow, ktore dzwigasz dla mnie w swoich rekach.
Krotka instrukcja, patrz w ksiazke i zaciskaj usta nieprzytomne, zmowa milczenia wyjawia tajemnice.
Ty i ja, na brzegu parapetu, miedzy rozchylonymi sensami, jeszcze z innej perspektywy.
Skazani na pierwsze loty w kierunku ksiezyca, nie rozpoznajac zadnych twarzy po drodze, bron
zabijajaca momentalnie w sposob niewidzialny. Jestes jak niechciany, zachrypniety dzwonek, o ktorym
pamieta sie z koniecznosci. Rozpije sie dzis do nieprzytomnosci, wypale
wszystko co mam, pobawie sie w medyka. W sumie juz przestalam byc trzezwa, i tylko w takim stanie
lubie o Tobie myslec.