Snucia mnie zabije...
ale no co, zebrało mi się na sentymenty, to musi byc stare zdjęcie.
tak też sentymentalnie - mam dopiero/aż (niepotrzebne skreślic) 20 lat a czuje, jakbym wszystko już przeżyła.
dziwne uczucie. z jakiegoś powodu nie czuje tej dziecięcej radości, zaciekawienia i entuzjazmu jak kiedyś.
nie umiem się cieszyc życiem ? byc może, chociaż zawsze wydawało mi się, że brałam z niego tyle ile mogłam. co w sumie też nie jest do końca prawdą, jak mam byc szczera... przecież zaprzepaściłam tyle szans. głównie przez swoją głupotę, strach i nieśmiałosc. od zawsze próbuję walczyc z tymi słabościami...
ale chyba kiedyś trzeba przyznac się, że się sobie nie radzi.
nie radzę sobie z życiem. nie umiem postawic na swoim, wiecznie bojąc się reakcji innych. wieczne życie pod presją. zduszanie w sobie emocji doprowadziło do totalnej nieumiejętności w ich okazywaniu. gubię się i nie wiem co robic gdy tylko pomyśle, że ktoś mnie lubi 'za bardzo'.
wiecznie próbuje sobie sama dac radę, żeby nikt nie brał mnie za ofiarę losu, zamiast otwarcie przyznac do błędu.
jeszcze do tego ty. nie umiem cię wyrzucic z pamięci. co chwilę łapię się na analizowaniu błędów, które doprowadziły do takiego a nie innego końca.
nie cierpię przyjeżdżac do własnego domu, przez ciebie. nie umiem opanowac flashbacków, które przewijają się za każdym razem kiedy spojrzę w jakiekowiek miejsce t u t a j. z całej duszy tego nienawidzę.
tak jak powinnam ciebie. i czasami tak jest. ale jesteś jak duch, mara, demon który mnie opętał.
a ja boję się duchów od zawsze.
zabawne, jako małe dziecko, nie lubiłam oglądac horrorów, były straszne, a jednak tak strasznie intrygujące i ciekawe, że nie mogłam się oprzec, żeby nie zerknąc chocby na sekundę spod kołdry w najgorszym momencie.
potem nie mogłam spac całe noce.
tak samo jest z tobą.
chyba mam siebie dosc.
[wiem, troche za dużo emocji. byc może w nieodpowiednim miejscu, ale trudno]