Zgodnie z tradycją rzadkich aktualizacji bloga nastał ten wybitny dzień tygodni, roku bądź miesiąca, a może życia. To zależy od interpretacji, ale jakby nie było ten cudowny dzień czyli, któryś tam grudnia, nie wiem nawet co to za dzień strzelam, że czternasty bo nie chce mi się sprawdzać. Nie ma to jak długi wywód, ale przejdźmy do sedna oto dzień nowej notki. No to się pośmialiśmy z mojego wyszukanego żartu i możemy zająć się jej tematem. Mianowicie chciałem napisać o ty dawnych czasach gdy chodziłem w dresie... nie, o jeszcze dawniejszych, niezależnie od strefy czasowej i kalendarza majów, żydów, azteków czy innych religijnych wyznaczników było to dawno. Napisałem już tekst pod tytułem "Wróćmy tam" jednak myślę, że to niewiele w tym temacie i teraz daję wam szanse przeniesienia się w czasy gdy kupowało się jakiś marny sok za złotówkę w trzy osoby albo jechało na rowerach Bóg wie gdzie bo to sprawiało radość. Były dni, że łikend nie kończył się litrami wódki czy piwa i paleniem jointów. Wtedy łikend był graniem w piłkę przez cały dzień albo czyimiś urodzinami pełnymi czipsów coli i sprite'a. Naprawdę tak kiedyś było! Te cudowne czasy gdy nie słyszało się, że Twoja koleżanka spała z trzydziestoma facetami, a Ciebie połowa znajomych nie uznawała za alkoholika. Pamiętasz co dostałeś na komunię? Ja dostałem zegarek i do dziś go mam chociaż leży w szufladzie bo w pierwszej gimnazjum stwierdziłem, że zegarek jest niewygodnym elementem aparycji. Pamiętasz rozmowy telefoniczne w stylu "Dzień dobry jest Tomek? -Nie ma go, właśnie wyszedł -A nie wie pani dokąd?" W końcu na pewno nie tylko ja to przeżyłem. Czas gdy złotówka była majątkiem do przepuszczenia w osiedlowym supermarkecie. Pomyśl ile ciuchów zniszczyłeś na zabawach pod blokiem. Jesteś już w tych czasach? To wyłącz telefon i w nich zostań! Zacznij marzyć jak wtedy i niech nikt Ci nie przerywa telefonem czy głupią wiadomością na gadu-gadu. Kiedyś nie było internetu. Naprawdę!
by Gryg.
Ja sam lepiej nie potrafiłbym tego ująć.