Koniec wolnego...:(
'... Dzisiejsza noc jest tak piękna, że nie potrafię oprzeć się pokusie, by nie opuścić autobusu dwie przecznice wcześniej. Księżyc wisi wysoko na niebie, oświetlając tętniące życiem ulice. Idę przed siebie, mijając co chwilę roześmianych ludzi, korzystających z piątkowej nocy. Spoglądam na zegarek, który wskazuje mi za dwie minuty pierwszą. Późno już, ale do diaska, jest przecież weekend, a ja mam go po raz pierwszy od dłuższego czasu cały tylko dla siebie - dwa pełne dni leniuchowania, więc nie mam dziś sobie nawet za złe, że po pracy dałam się wyciągnąć na drinka. Mijam ostatni w tym rejonie nocny klub i skręcam w ulicę prowadzącą już wprost do mojego mieszkania. Jest tu o wiele ciszej, a od śpiących, ciemnych kamienic odbijają się głośnym echem moje kroki - oraz, czyjeś jeszcze. Podążam dalej, starając się nie zwracać uwagi na rosnący we mnie niepokój i wewnętrzny głos krzyczący do mnie - 'biegnij'. Przyśpieszam kroku, odczuwając piekący ból w stopach, powodowany obcierającymi mnie butami. Dlaczego nie czułam tego bólu wcześniej? Kroki za mną również przyśpieszają, a w chwili, gdy decyduję się na bieg, czuję szarpnięcie za włosy, które w momencie powala mnie na ziemię. Znajdujemy się w najciemniejszym miejscu na tej ulicy i najprawdopodobniej nikt nas teraz nie widzi, nawet jeśli wygląda przez okno z pobliskiego budynku. Chcę zacząć krzyczeć, lecz napastnik zwinnie siada na mnie okrakiem i zatyka mi dłonią usta. Jest to biały mężczyzna, ubrany w czarne bojówki i czarną bluzę z naciągniętym na głowę kapturem. Ma on z pewnością nie więcej niż 25 lat, a na jego obficie pokrytej trądzikiem twarzy widnieje kilkudniowy zarost. Zaczyna zbierać mi się na wymioty, co potęguje moją szarpaninę z nieznanym mężczyzną. Każdy ruch powoduje u mnie ból w tyle głowy, który jest ewidentnie skutkiem nieoczekiwanego kontaktu z wybrukowanym chodnikiem. Zapewne będę mieć jutro na głowie ogromnego guza - jeśli w ogóle do jutra przeżyję. Ta myśl napawa mnie jeszcze większym strachem i nakręca do działania. Chcę krzyczeć lecz ciężka dłoń skutecznie hamuje mój głos. Na oślep drapię i biję pięściami, co jedank nie robi większego wrażenia na napastniku, który zabiera dłoń z moich ust i ściska mnie nią mocno za krtań. Zaczyna wirować mi w głowie i czuję, że tracę siłę w zaciskających się na jego dłoni palcach. Mężczyzna wolną ręką zaczyna rozrywać mi bluzkę i popuszcza lekko uścisk na mojej szyi. Rozumiem, że on chce, bym była świadoma tego co robi. Mój wewnętrzny głos wrzeszczy by zabierał te plugawe ręce od mego ciała, lecz z ust nie wydobywa mi się żaden dźwięk. Napływające mi do oczu, już od dłuższego czasu łzy, spływają po moich policzkach wartkim strumieniem. Kiedy tracę praktycznie całkiem siły i przestaję się bronić, nieznany mi człowiek opada bezwładnie na bruk tuż obok mnie, a kaptur zsuwa mu się przy tym z głowy. Dostrzegam kątem oka, że jego krótkie, mysie włosy są całe pokryte krwią. Jestem coraz słabsza, a świat wiruje mi przed oczami jak w kalejdoskopie. Ostatnią rzeczą, którą widzę przed zbliżającą się utratą przytomności jest para silnych męskich dłoni podnoszących mnie z ziemi i błękitne oczy ich właściciela...'