Dziwnie się życie układa. Ale uśmiecham się, bo ostatecznie wypadki toczą się nawet pomyślnie. Oby ta pomyślność trwała sobie w najlepsze. I mam nadzieję że się magicznie nie spierdoli, bo tak też lubi być - w najmniej oczekiwanym momencie. Znów poczyniłam pewien krok, nie wiem czy dobrze to czy źle. Ale w końcu ja miastowa jestem i muszę mieć kawa na ławę, a nie jakieś tam pierdolenje o szopenie. Dobrego koncertu potrzebuję i może trochę piwa. A już zupełnie nie potrzebuję poniedziałkowego zabiegu i nie wiadomo jak długiego okresu udomowienia. Bez sensu... Ale uśmiecham się, bo co mi zostało?