Jak w ogóle kiedykolwiek mogłam pomysleć, że zasługuje na szczęście? Że ktoś może mnie pokochać? Przecież nie jestem do tego stworzona... Mam rzeczy kompletnie nieistotne, które na dłuższą mete nigdy nie dadzą mi takiego szczęscia, jakie dawałeś mi TY. Czy to znaczy, że aby zaznać miłości, trzeba być wredną suką nieliczącą się z uczuciami innych? Czy to znaczy, że można kochać za bardzo?
Czego mi brakuje? Co mam zrobic żeby dorównać innym, żeby tysiące moich słów miały chociaż takie samo znaczenie jak kilka słów innych?