nie słyszałam dawno swoich myśli. dzisiaj trochę zalatana ale miałam chwilę dla siebie. ciężko jest się po mału rozstawać z domem...
staram się jak mogę. jestem miła choć w sumie na siłę, bo siedzi we mnie mała ździra. dobrze, że potrafię się pohamować bo w pewnych momentach mogłoby się to kończyć niemiło. nie chcę pokazywać tej drugiej twarzy bo wiem, że nie każdy by mnie zaakceptował a jak na razie ten stan, w którym jestem całkowicie mi odpowiada.
szkoda tylko, że nie jestem doceniana za to co robię... ale cóż nie można mieć wszystkiego. uzbrajam się w twardą dupę. myślę, że po powrocie do Poz nie będzie łatwo ale chyba dam sobie radę.
w końcu mam czas żeby uskutecznić ognisko, żeby spotkać się z panem T. tęskniło mi się do tego krzywego uśmiechu i do nich wszystkich. w końcu ekipa wraca do łask. czeka nas dobry max piątkowy wieczór. chill przed powrotem do wymuszonych uśmiechów, gówna w głowie i innych mało pozytywnych rzeczy.
mimo paru ataków dzień jest mega dobry. słońce, sensi, noteckie i wieczór z ogniskiem. to jest to co w sumie może złudne ale trzyma przy dobrym nastroju.
tymczasem rapsy wjeżdżają na pełnej a dom zaczyna się zapełniać!
mam nadzieję, że każdy kolejny dzień od dzisiaj będzie coraz lepszy!
c'ya!