była 3:26 , a ja połykałam łzy na środku łóżka , zmarznięta , przerażona i bardziej sama niż kiedykolwiek wcześniej . poczułam szorstkość twoich dłoni na ramionach , spierzchnięte wargi na policzkach . scałowałeś każdą z moich łez . szeptałeś coś , co pewnie powinnam do dziś trzymać w pamięci , słowa , które w noce takie jak ta dzisiejsza powinny do mnie wracać , echem odbijać się w mojej głowie . nie pamiętam żadnego z nich , nie wiem , czy którekolwiek w ogóle usłyszałam , pamiętam za to , że w tamtej chwili , w białym podkoszulku , wtulona w kołnierz twojej koszuli przemoczony od łez kochałam cię bardziej niż kiedykolwiek . miłość rozlała się we mnie , otuliła mnie po koniuszki palców , wybuchnęła milionem kolorów , tysiącem najpiękniejszych odcieni . wtedy , właśnie wtedy każdą komórką swojego ciała , najcieńszą warstwą naskórka , sercem , które biło zbyt szybko , poczułam , że jesteś miłością mojego życia , że jesteś dla mnie tak bardzo jak i ja jestem dla ciebie . i dziś , kiedy nie było tu twoich dłoni , kiedy nie było sztywnego kołnierza koszuli , ani żadnego słowa , które ukoiłoby ból rozrywający mnie od wewnątrz , właśnie ta noc , te kilka sekund nieprzeniknionej miłości dało mi w nas wiarę . na nowo , od początku , po raz trzydziesty siódmy , a może i osiemdziesiąty czwarty , sprawiło , że chcę walczyć . tak bardzo cię kocham .