TSA
Kto w ogóle, kurwa, wymyślił te słowa małżeńskiej przysięgi? Jak można komukolwiek przysięgać miłość? Uczciwość, wierność, no, to tak. Na pewno są tacy, co potrafią w razie czego wziąć na wstrzymanie i zalecaną przez księży metodą wysublimować popędy w twórczość artystyczną albo wyżyć się w bieganiu i zimnych prysznicach. Uczciwość, lojalność to są rzeczy, nad którymi możesz zapanować, a jeśli nie zapanujesz, może Ci ktoś kazać czuć z tego powodu winę. Ale miłość? Nagle, pewnego dnia spotykasz inna kobietę, i okazuje się, że to jest właśnie ta, której szukałeś, całe Twoje ciało wyrywa się do niej jak pies na łańcuchu - i co masz z nim zrobić? Nagle, pewnego poranka patrzysz na kobietę w swoim łóżku i uświadamiasz sobie, że od dawna już Twoje ciało daje Ci sygnały: nie, dość, pomyłka, zawracać! I co na to poradzi przysięga, choćby nie wiem jakimi kapłańskimi klątwami ją składano? W każdą sobotę i niedzielę tysiące par przed tysiącami ołtarzy pokornie powtarza za księdzem te bzdury, nie zdając sobie sprawy, że miłości sobie przysięgać nie można - a po paru latach i tak wszystko im się rozłazi, krzywdzą się nawzajem, nienawidzą, żrą jak pies z kotem, wciągają w to dzieci i nikt się nie zastanowi, że coś jest spieprzone w samym pomyśle.
"Utopię smutki w butelce wódki
Tylko po to, by poczuć się wolna na chwilę
Połknę na raz, cały alafabet swych skaz
Tylko po to, by mieć ich mniej przez godzinę
Zaleję milion swoich złych imion
By zapomnieć o tym, kim jestem
Zanurzę w alkoholu myśli nie dające spokoju
By odpłynąć stąd wreszcie
Powódź wypłucze ze mnie uczucie
Nie będę się smucić ani radować
Utopię smutki w butelce wódki
I nikt nie skoczy by mnie ratować..."
lecz jak dobrze, że mamy wino, 13 stycznia 2011r. i bądźmy szczerzy...