I szukam, pytam, gubię się w moich własnych myślach. W labiryncie własnej duszy. Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś mnie znajdzie. A nawet jeśli - będzie już za późno. Moje własne cienie, ciemność, której pozwalam żyć w moim sercu, pochłoną mnie i zabiją. Moje serce, dusza, umysł są przesiąknięte nimi na wskroś. Są jak czarne dziury - wciągną wszystko, nic nie dając. Pochłaniam każdy promyczek światła i przekształcam w jeszcze większą ciemność.
Taka jestem. Taka będę. Mogę kłamać, że nigdy taka nie byłam, ale to tylko słowa rzucone na wiatr. Deszcz zacina w szyby, światło się pali, muzyka gra... A ja wciąż sama tkwię w swojej ciemności i nie czuję potrzeby by wyjść. Moje ciało jest kaplicą mojej duszy. Ciemną, opuszczoną, zniszczoną i poszarpaną. Z witraży oczu kapie woda, drzwi uszu pozostają zamknięte na prośby, usta nie chcą odpowiadać, a płuca coraz wolniej wciągają powietrze, serce nie chce już pompować krwi. Jestem zmęczona. Mam niespełna 18 lat, a jestem już zmęczona.
Zmęczona ciągłym wyścigiem szczurów, ogólną nienawiścią, wojnami, nietolerancją, brakiem szacunku... Męczą mnie ludzie tymi swoimi ciągłymi kłótniami o to, jaki gatunek muzyki jest lepszy. Przepychanki dzieci o to, kto jest lepszym piosenkarzem, aktorem, muzykiem, raperem... Męczą mnie idioci nie potrafiący, nie, nie chcący nazwać swoich uczuć, nie chcący chociaż spróbować ich spisać, ci, którzy NIE CHCĄ myśleć, bo to za trudne. Za trudno jest spojrzeć na drugiego człowieka z empatią. Lepiej zniszczyć drugą osobę psychicznie i fizycznie, przecież to nic nie znaczy, prawda?
Świat zmierza ku zagładzie. Przez nas. To my jesteśmy zagładą świata. Nie będzie końców, nie będzie Sądów Ostatecznych, nie będzie zagład przychodzących spoza naszej planety. Będą katastrofy żywiołowe, wybuchy nuklearne, wojny, zamieszki, walki etniczne, nietolerancja, kryzysy...
Boże, jeśli jesteś - daj mi cierpliwość, bym dotrwała do końca. Daj mi odwagę, bym mogła mówić przy wszystkich co myślę. Daj mi proszę nadzieję, że to się zmieni. I możliwości, bym mogła to zmieniać. Tylko błagam, nie dawaj mi siły, bo ich wszystkich pozabijam. A potem samą siebie nazwę Bogiem. Więc proszę, pozwól mi choć raz poczuć się człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie chcę być Tobą, bo to zbyt dużo. Człowiek nie potrafi sobie poradzić z odpowiedzialnością za siebie i swoją rodzinę, a co dopiero z odpowiedzialnością za cały Świat. I... Zabierz mi proszę trochę mojej nieśmiałości i zrezygnowania. Chciałabym znów patrzeć na wszystko tak, jak kiedyś.