Ostatnio nie ma takiego dnia, kiedy nie byłbym w drodze.
W Poniedziałek. Łażę po szkole, załatwiam jakieś sprawy, (taaak nie ma to jak być przewodniczącym klasy) a potem wracam na piechotę do domu. Na oko tak ze 2 kilometry będą.
Wtorek. Angielski, czasem Wypad do Warszawy.
Środa. 8 Lekcji a potem prawdopodobny wyjazd z mamą do marketu...
Czwartek. Angielski, etc.
Piątek. 6 Lekcji, potem zazwyczaj wypad do Warszawy.
Sobota. Wtedy na szczęście nie jestem w drodze... Zazwyczaj
Niedziela. Kościół. Prócz tego, że wierze i chodzę do kościoła, to najczęściej wtedy przyjeżdża wujostwo. I nie jest fajnie.
Zdjęcie zrobione podczas drogi powrotnej do domu. Znana mi do obrzydzenia, znam każdą dziurę, zawsze potykam się na jednym kamieniu, prawie wywracam, a z moich ust wychodzi jedynie niewielkie i cichutkie "kurwa mać"
Lubie rutynę, ale bez przesady. Pojechałbym w góry. Góry są piękne... Najcudowniejsze na świecie
Słucham: Guns'N'Roses etc. etc.