Odkopane na dnie komputera.
Grudniowa galeria.
Dzisiejszą chandrę sponsoruje ciasto z bananami.
Już nie boję się kanapek z pomidorami. Dziś przeraża mnie śnieg. Boję się, że pewnego dnia po prostu mnie zasypie. A ja przecież mam zupełnie inne plany co do umierania. Przecież mam w wieku 88 lat rzucic się z wysokiego klifu do lazurowego morza, wrzeszcząc "hakuna matata".
Gdybym była wierząca, miałabym teraz niezłego zgryza. Zastanawiałabym się, co takiego złego uczyniłam, że bóg zsyła na mnie śnieg? Albo - czy zbliża się kolejny potop? Tylko w białym wydaniu? A może to nowa postac Krishny i nie powinnam go deptac? Dopuszczałabym zapewne również możliwośc, że to kolejna plaga. Albo ostrzeżenie przed nią.
I proszę mi nie opowiadac o efekcie cieplarnianym, bo w niego nie wierzę. Nigdy nie widziałam nie tylko samego efektu, ale nawet skutków jego działania. Jeśli ktoś pokaże mi gdzie można go znaleźc, to nie tylko uwierzę, ale przede wszystkim się tam przeprowadzę.
Jeśli znajdę chwilę wolnego czasu, to przekopię wszystkie księgi religijne w poszukiwaniu jakichś przyczyn na istnienienie zimy. Kara za grzechy? Symbol dobrobytu? Cokolwiek innego?
Potem poszukam przyczyn gospodarczych. Może śnieg nie jest prawdziwy, tylko sztucznie produkowany dla potrzeb rynkowych? Narty, kurtki, wyciągi... Przecież nie wszędzie pada śnieg. Może tylko w krajach borykających się z problemami gospodarczymi?
Na sam koniec zmierzę się z aspektami zdrowotnymi. Bo może odmrożone kończyny, przeziębienia, mokre włosy i wkurzenie, są niezbędne przez pewien okres w roku, aby ludzki organizm prawidłowo funkcjonował.
A jeśli nic nie znajdę, to to będzie tylko kolejny dowód na to, że prawie wszystko na tym świecie istnieje tylko po to, żeby mnie wkurwiac.
------------------------------------------------------
osiemniastkowy niezbędnik: