Ambitnie.
Viva la brzydkie zdjęcia!
Zaczęła się szaruga.
Patrząc na wpisy z poprzednich lat, powinnam teraz rozpocząc wielką rozpacz z tym związaną. Ale uwaga! Rozpaczy nie będzie. Nie tym razem. Nie w tym tygodniu. Nie w tym roku nawet.
Powitałam dzisiaj chmury i 12 stopni z taką radością, jak słońce w maju. I to nie tylko dlatego, że mogę w końcu założyc moje ukochane kozaki. Bo dotarło do mnie, że taka właśnie powinna byc jesień.
Szara, ponura i deszczowa. Wolałabym ominąc to ostatnie, bo bieganie codziennie z parasolem jest na dłuższą metę męczące, ale jedno wynika z drugiego, więc nie ma co narzekac.
No właśnie. Nie ma co narzekac.
Szukam dobrych stron jesiennej pluchy. A tak w zasadzie to nawet nie muszę ich szukac, bo same się nasuwają. Rozpoczyna się właśnie najwspanialszy czas na przesiadywanie w kawiarniach nad wielkim kubkiem cappucino i szarlotką. Na oglądanie z tramwaju ludzi skaczących przez kałuże. Na robienie pierniczków i wpieprzanie ich wieczorem przy dobrym filmie. Na chodzenie po domu w grubych, wełnianych, obciachowych swetrach robionych na drutach. Na wieczne szukanie pantofli. Na cieszenie się, że pada deszcz, a ja siedzę w domu. Na skakanie po kałużach w kaloszach i foliowej pelerynie. Na niezwracanie uwagi, że ludzie patrzą się na ciebie w związku z tym jak na kretyna. Na zwalanie nieprzygotowania do lekcji na jesienną depresję, która tym razem akurat minęła mi, zanim jeszcze ta jesień na dobre się zaczęła.
Stan lekkiej apatii i zawieszenia jest, owszem. Ciężko tego uniknąc mimo wszystko. Ale tym razem ma to u mnie jakiś taki... pozytywny wydźwięk. Samej ciężko mi uwierzyc w to co mówię, ale faktycznie tak jest
Także nie przejmuj się Pingwinie i szukaj dobrych stron :)
Zrobiłam się sentymentalną pierdołą?
Może.
Owszem.
Faktycznie.
Na pewno.
Ale mam to gdzieś.
Jestem cholernie szczęśliwa.
I deszcz mi tego nie zniszczy.