Tak, zgadza się. To jest to zdjęcie z NK, którym wszyscy się podniecają.
Nowy rok.
Powinnam zasypać teraz wszystkich (choć zapewne nielicznych) czytelników moich wypocin (zwanych również popularnie blogiem) moimi postanowieniami noworycznymi.
Niespodzianka (spodziewana zresztą) - nie zrobię tego.
Po pierwsze moje postanowienia to moja sprawa, a po drugie - nie istnieją. Moje zeszłoroczne postanowienia noworoczne, wyjechały do Honolulu gdzieś w okolicach... 17 stycznia i nie zdążyły wrócić do Sylwestra.
Stanowczo chcę być mężczyzną. Przynajmniej na kilka dni. Mam chwilowo dość słuchania na ulicy o mich pośladkach, nogach, tudzież innych częściach ciała.
Swoją drogą to ciekawe - jeśli takie teksty słyszy dziewczyna od faceta, ma trzy opcje:
a) zarumienić się i pójść dalej
b) olać to i pójść dalej
c) nawiązać nową znajomość (choc osobiście wątpię, by znajomość z osobami na tym poziomie intelektualnym mogła być interesująca)
Jeśli zaś takimi słowami dziewczyna skomentuje chłopaka, zwykle nie ma już wyboru - zapewne skonczy sie to niedwuznaczną propozycją - "skoro tak, to może miałabyś ochotę na bliższą znajomość?".
Naprawdę nie jestem feministką. Nie chcę zupełnego równouprawnienia, bo wtedy mężczyźni przestaną przepuszczac mnie w drzwiach, a tego nie zdzierżę. Ja tylko chcę, żeby społeczeństwo zostawiło w świetym spokoju moje pośladki.
Nie mam weny, nie mam ochoty, nie mam siły, jest mi zimno.
Szukam pianisty (choć osobiście wolałabym pianistkę) dysponującego dużą ilością czasu i chęcią ewentualnego wybrania się ze mną do Częstochowy pod koniec lutego. W roli akompaniatora rzecz jasna.