13 czerwca 2007...koncert Linkin Park w Chorzowie.......hihi
Wszystko przez Elvisa..... spoznil sie na lekcje angielskiego bo byl na necie w czytelni. Wbil sie do klasy i usiadl......... cos gadal bod nosem i nie moglem jego zrozumiec. W koncu napisal na kartce..."13 czerwca jest koncert Linkin Park w Chorzowie''.... nie moglem tego przeczytac bo siedzail troce daleko.... po jakims czasie sie wkurwil i glosno to powiedzial.... ale mialem banana na ryju!!
Tydzien pozniej ja i prezes mielismy bilety zamowione..... Elvis ofkors na ostatnia chwile kupil.... caly on.
Dni sie dluzyly..... ale z dnia na dzien bylo coraz blizej.... i blizej.... i blizej....
13 czerwca 200.... pobudka o 4:30. Bylem w szoku ze o tej porze wstalem...mycie... jedzenie... pakowanie i w miacho po Elvisa... od niego poszlismy pod poczte i czekalismy na prezesa ktory mial nas pyknac do Malomic...hmm Molomice i oczekiwanie na koncert... w pociagu bylo zajebiscie..... patrzymy a przed nami kolo siedzi... taki luzak... wali pytaniem ''siema chlopaki. A wy na Pearl Jam czy na Linkin Park jedziecie??'' my takie zdezo... prezes na to dumnym glosem ''na Linkin Park''. Lachowo to wygladalo. gdy dojechalismy do Wroca, mielismy jescze ok 30 min na pociag do Katowic... wylazimy z peronu i prezes do mnie ''TY!! Pa tam.... SEX SHOP!! Wlazimy!!'' ja oczywiscie odpowiedzialem ''DAWAJ CHO!!''. Doslownie bieglismy tam... pchamy za drzwi a tu zamkniete..... patrymy na drzwi a tam ''Pn-Pt 10-18''.... odrazu nastroj opadl do zera. Postanowilismy sie pocieszyc i kupic sobie "Twoj Weekend'' i tak zrobilismy. Pozniej poszlismy po bulki slodkie. Fajna ekspedientka byla.... ja do niej z takim tekstem... "Poprosze to glugie z tym bialym"... ofkors chodzilo o buleczke z nadzieniem jakims bialym. Po tym wszystkim wbilismy sie do pociagu, ktory smigal do Katowic. Weszlismy do przedzialu z jakimis dziwnymi ludzmi... Masakra... Na szczescie te babki wyszly w Opolu i zostal koles, ktory byl spoko... Fajnie wygladal jeden momet.... przedzial byl dla 8 osob, a ja, Prezes, Elvis i ten kolo polozylismy sie na fotelikach i sobie tak wegetowalismy... ludzie lazili i szukali miejsca a my rozjebani sobie lezymy. Po godzinie z Prezesem wpadlismy na pomysl...."Trzeba obejrzec czasopismo"... koles spal wiec byl lajt... Kolejny patent... ogladamy sobie i w pewnym momecie siostra zakonna przechodzila kolo naszego przedzialu i takie galy na nas. My takie zdezo i dalej w pikczersy... Po jakims czasie zaczelo nam sie nudzic wiec postanowilismy otworzyc okno i rzucac smieci przez nie... FAJNE TO BYLO... Gdy dojechalismy do Katowic postanowilismy szukac pociagu do Chorzowa... akurat sie tak fajnie zlozyo ze mielismy z kilka minut, ale byl jeden dym... nie bylo czasu zeby biletu kupic, wiec postanowilismy sie spytac konduktora w pociagu czy mozna kupic u niego. powiedzial "Siadajcie. Zaraz do was przyjde" Posluchalismy jego. Po jakim czasie przyszedl i zawolal mnie do tego pomieszczenia gdzie sa wyjscia... Spytal sie "Ilu was jest??" ja na to "Trzech" a on "hmmm....ok...5 zl" ja mowie "Spoko, (po 15 sekundach) a gdzie bilet" on na to "Siadaj". Pierwszy raz w zyciu komus dalem lapowe (jesli mozna tak to nazwac). Dojechalismy na miejsce. Po jakims czasie robert zadzwonil i powiedzial ze mam banie z anglika na koniec. 5 min sie smucilem... i pozniej funkcjonowalem normalnie. Prezes mail mapke.... na ktorej byl zaznacony stadion... gdy doszlismy na miejsce bylo lekkie zdziwko... Voyta " Gdzie scena??" Elvis "Pewnie zaras rozloza" Voytaz "Cos mi tu nie gra(doslownie i w przenosni)" Prezes "Nooo" Voytaz "To nie ten stadion. Policzylem laweczki i wyszlo mi z 5 tysiecy...a o ile mi wiadomo to stadion narodowy ma ok 40000 tysiecy miejsc...". Poszlismy sie spytac kolesia gdzie ten stadion jest. Ale gwara napieprzal....lach w ciul. Powiedzial nam i okazalo sie ze jeszcze mamy do przejscia jakies 4 km... zdezo w ciul... co nam pozostalo?? Zaczelismy isc.. Troche to trwalo ale dalismy rade... Tak sobie idziemy i patrzymy na znak, ktory przedstawial przekreslony napis Chorzow a 10m dalej zwylky napis Katowice... Cos tu nie gralo.. po minucie dezorientacji w terenie zobaczylismy swiatelak stadioniuku ukochanego.... Odrazu banany na ryju i rura w strone stadionu... To bylo zajebise uczucie...
To be continue..............
(ja w lewym dolnym rogu...Prezes trzyma aparat...Elvisa nie ma na zdjeciu...)