Pierwszy tydzień w Wawie i jedno wielkie what the fuuuuck? Zapierdalający ludzie, wszędzie, po wszystkim, po schodach, po pasach, po ścieżkach rowerowych, po tobie samym. Nie patrzą, lezą, w metrze nie patrzą, pchają się. Zabiegani, wszyscy, co do jednego, bo: a może zdążę na metro! O! mój autobus jedzie! Ostatnie chwile zielonego i leeecim (na oko 60letni dziadek jak się zerwał i przebiegł z prędkościa sprontera przez pasy... szczęka opada). Przeklinająca babcia w aurobusie:
- Dziękuje panie kierowco hahaha! Dziękiję, dziękuję! - śmieje się ochrypniętym głosem staruszka
- Proszę, niech pani siada - odzywa się jakiś głos.
- PIERDOLĘ! Nie siadam -odpowiada jeszcze bardziej rozweselona straruszka.
To by było na tyle.
A mieszka się wesoło.