Zupełnie niechcąco namieszałam dzisiaj troszkę w związku jednej z nielicznych osób, na których mi naprawdę zależy, i dla których zrobiłabym praktycznie wszystko...
A całe zajście przez to, że napisałam do drugiej połówki mojego przyjaciela, czy nie wie co się z nim dzieje, bo próbowałam się z nim kontaktować, ale cały czas ma wyłączony telefon, a ja zaczynam się strasznie martwić...
W głowie mi się nie mieściło, że mogę tak namieszać tylko dlatego, że zależy mi na przyjacielach...
Na szczęście wszystko już naprawiłam i jest oki
Poza tym wielkimi krokami zbliżają się Święta...
Taaa....
Kiedy byłam dzieckiem przez cały rok na nie czekałam..
Cieszyła mnie wigilijna kolacja z rodziną, prezenty i kochałam ubierać choinkę.
A teraz?
Wolałabym żeby Świąt żadnych nie było. Od paru lat mam dosyć Wigilii, towarzyszącej jej fałszywych uśmiechów członków familii, nieszczerej serdeczności, jedzenia od którego tyje, głupich drobiazgów w ramach prezentów (często nietrafionych zupełnie) zamiast grubej kasiory
Tak...
Na codzień co poniektórzy z rodziny nie pamiętają nawet o moim istnieniu i kochają mnie wielce w Święta, bo wypada.
Mam w dupie co wypada a co nie.
Wolałabym nigdzie się w Wigilię nie ruszać, jak to zrobiłam w zeszłym roku... Tyle, że wtedy było łatwiej, nie mieszkałam w domu
A teraz idę na tą jebaną kolację tylko (i wyłącznie) ze względu na Muti. Bo wiem, że ona nas (czyli mnie i Baja) nie zostawi samych w domu.
No trudno pomęcze się tą godzinę
Ale choinki to Muti nie pomogę ubierać za nic
Krytykować może jedynie ten,
kto posiada serce gotowe do niesienia pomocy