Widziałam się dziś z Darkiem. Ostatni raz widzieliśmy się. . . tak żeby widzieć się i pogadać, tak po prostu sami dla siebie rok temu. Później tylko na moich urodzinach, ale wiadomo że wtedy spotkanie wygląda inaczej. Darek mieszka od paru lat na Warszawskiej i mimo, że ja mieszkałam na Warszawskiej te 2,5 roku i mieliśmy do siebie dosłownie 5 minut na piechotę, to widywaliśmy się raz. . . na rok. Dosłownie. Z Darkiem zawsze dobrze się gadało, wszystkim powtarzam że jest najbardziej inteligentną osobą jaką znam. Darek daje mi cudowną możliwość obiektywnego spojrzenia na problemy wszelakiej maści oczami faceta. Tak też było dzisiaj, kiedy się widzieliśmy.
Opowiadałam mu wszystko, co działo się w moim życiu przez ostatnie miesiące i jestem z siebie cholernie dumna, bo potrafię to opowiedzieć, (co prawda w wersji dość skróconej, ale posiadającej wszystkie istotne szczegóły) w nieco ponad godzinę. Kto by pomyślał. . . tyle emocji, tyle zdarzeń, tyle zaangażowanych osób, tyle kłótni, siły ponad ludzką miarę, rozstań, powrotów, zdrad, kłamstw, złamanych obietnic, nadziei, miłości, nienawiści, rozterek, nieprzespanych nocy, przepłakanych dni, zmian. . . I to wszystko można opowiedzieć w godzinę. I wkrótce zostanie po tym tylko wspomnienie. Cień w pamięci. A na to wspomnienie machnie się ręką i powie "nawet nie warto o tym opowiadać". Tak wszystko się kończy. Istnieje tylko chwila obecna.
I czasami tylko echem odbija się myśl, że popsuło się takie fajne puzzle.