Zastanawiałem się nad najlepszą imprezą w moim dotychczasowym życiu.
W sumie doszedłem do wniosku, że to był albo Cutty Sark w 2003, albo RedBull X-Fighters w Warszawie, w roku ledwo zakończonym. Na początku myślałem, że to zdecydowanie RB zdominował akcję, ale potem pomyślałem chwilę, zacząłem sobie wyobrażać, że przez półtora miesiąca oglądam jak latają te mega bóstwa i... Ej, jak patrzę na innych, kiedy skaczą na dircie to w końcu mam ochotę sam wziąć rower i polecieć i gdyby nie moja pyta to bym skakał :D
A tam...? Hmm No i tu jest problem, bo na Cutty Sarku to ja byłem w środku "szoł", a na X-Fighters tylko widzem ;)
And the winner is...
A p.i.e.r.d.o.l.ę ;]
Poczekam na kolejną mega imprezę, bo dwóch zawodników to za mało hehe