Wszystko mnie boli. Od końcówek rzęs, po czubki palców u stóp (co akurat nie jest kłamstwem, bo zrobiłam nieokreślone 'coś' z dużym palcem u lewej stopy i to nieokreślone 'coś' napieprza dzień, noc i znowu dzień, ale nvm). Generalnie, całe moje ciało, dusza i rozum protestują przeciwko 1 września!
Wiem, pisząc to nie jestem oryginalna. Wiem, że narzekam. Ale jak mam nie narzekać, skoro kocham wakacje, a one kochają mnie? Miłością czułą, wielką i bezgraniczną.
Btw, chciałabym nagrać sobie ostatnie 2 miesiące na płytę i jutro odtworzyć wszystko od nowa, od początku. <3
Jedyna rzecz, która mnie pociesza, to fakt, że inni czują to samo. Zbiorowy smutek jest o wieeele łatwiejszy do przełknięcia.
'Am I a dot on the map of the world?
Just a spot on the map of the world?
When I imagine the whole universe,
oh, where do I fit in?'