Zmienam sie.Moje policzki wpadaja w odcień dojrzałych malin.
Mam coraz dłuzsze włosy i coraz mnie pecherzyków płucnych.
Lubie meskie głosy.Wychwytuje ich gładkie oddechy przesiakniete chrypa palacza.
Szorstkie barytony wplecione w fragmenty rozmow telefonicznych. Ich słowa sprawiaja mi ból,draza dawne rany,rozrywaja plasty.Nasza wymiana zdan konczy sie zdawkowo na okreslaniu wspolednych,wskazywaniu przystankow tranwajowych lub krotkim odwroceniem wzroku.Sa jednak chwile,gdy chcialabym trwac bez konca.Wypowiadac pojedyncze sylaby i wiedziec ze masz je na koncu jezyka.
Nie mam sily na zabawe w miłosc.