Mega chujowe uczucie jak sobie człowiek uświadamia, że coś jest nie tak.. że nie ma dla niego miejsca. Miałam kiedyś swoją ekipę.. ale to było daawno temu. W sumie nie do końca moja bo Kuby.. no ale.. wtedy siedzenie w domu było dla mnie najgorszą karą i nie wytrzymywałam kilku godzin samemu.. a wieczór bez nich?! Ło matko.. tragedia. A teraz mam swój pokój, swoje łóżko i nie widzi mi się z niego wychodzić.. jest mi w nim dobrze.. aż za dobrze. Jest też ekipa Taurena.. ludzie, którzy są mega pozytywni i lubię z nimi przebywać. I ekipa, że tak ujmę "żłobkowa" do której nigdy nie pasowałam, zawsze czułam się obca.
Ta chujowa rozkmina narodziła się wraz z rozmyśleniami o Woodzie.. Bo niby jadę.. ale wychodzi na to, że sama.. ;| Niby jadą znajomi z naszego Pierdziszewa.. ale z kim się rozbiję.. wszystko wydawało sie jasne.. a jednak już nie jest.. Jedynym pewniakiem z którym miałam przebywać jest moja siostra która jedzie tam później.. ja mam jedyny pociąg we wtorek.. jadę z ekipą... super.. a z kim się rozbiję? Tak, żeby nikomu nie zawadzać i nie czuć się jak jakiś przydupas? I w tym Momocie coś we mnie pęka i nie potrafi tego powstrzymać. Nie oszukujmy się jestem sama. Odtrąciłam wszystkich żeby poradzić sobie z rozstaniem, co doprowadziło teraz do mojego kalectwa. Kij z tym kalectwem i tak czasami czuję się jakby ktoś wbijał mi tępy nóż w serce i nim obracał.
Nienawidzę ludzi, są to najpodlejsze stworzenia na świecie.
Zawsze łudziłam się, że dobro popłaca.. ale przestaje w to wierzyć.. ciągłe poświęcanie się aby nie sprawiać przykrości i tak nie owocuje bo i tak ktoś się mega obrazi i będzie wyrzygiwał niedotrzymaną obietnicę a nie spojrzy na siebie, że był głuchy na moje opinie i problemy z kasą, z rodziną. W sumie nie tylko o to chodzi.. . Też nie chce się kłócić wytykać kto ma rację a kto nie, kto powinien przerywszy wyciągnąć rękę.. Mimo, że tęsknię i mi brakuje pewnej osoby to choć nie chcę tego do siebie dopuścić to i tak wiem , że nie będzie już dobrze.
Może w końcu też będę myślała zachłannie tylko o sobie mając wyjebane na zdanie innych, będę słyszeć tylko to co chce usłyszeć, i spełniać tylko i wyłącznie swoje zachcianki nie patrząc na potrzemy innych?
Brzmi nieźle.. tylko, że ja taka nie jestem i musiałabym uczyć się tego od podstaw a wątpię, w istnienie prowadzenia takiego szkolenia.
Może jak w końcu stąd w końcu ucieknę coś się zmieni.. w sumie to to jakoś jeszcze mnie pociesza i daje jakąś nadzieje.. na coś dobrego.