Eskulap, Poznań. 22.01.2011
Może i było duszno.
Może i nie była to ogromna hala.
Może i w szatni był tłok.
Może i nie zagrali bisu.
Może i nie odezwali się ani słowem do publiki.
Nawet głupiego "hello Poland".
Ale zagrali.
Zagrali tak, że serce stawało przy każdym utworze.
Tak, że dźwięk wypełniał całe moje ciało. I oderwał mnie na 2,5h od rzeczywistości.
A Moya zabrzmiała tak głęboko jak jeszcze nigdy.
Tak, że w momencie ojaaa! spłynęła łza po policzku.
Zagrali tak, że każde powyższe 'może' jest niczym.
Było typowo postrockowo-nierockowo.
Wielbię ich jeszcze bardziej.